***
Za oknem śnieg, polana, krowy, trochę samotnych i bezlistnych drzew, obok Robertas, a za mną dwudziestu chłopaków. Pędziliśmy właśnie starym autobusem do Szawli, na drugi ligowy mecz. Zła pogoda, wracała jak mantra. Mimo przeciwności natury, nasze nastroje były dobre, i podróż spędziliśmy w przyjemnej atmosferze.
-Piętnaście kilometrów do Szawli! – krzyknął kierowca
-Eh! No nareszcie, od rana nie stałem- powiedział, rozciągając się na boki Pankratjev.
-Pieprzycie, całkiem przyjemna podróż. Igor nalej mi kawy, tam w termosie powinna jeszcze być- zagadał Jasaitis
-Endrju, chcesz kawy?- zapytał z błyskiem w oczach Igor.
-Ta, lej- Po wypiciu kawy, przeszedłem się wzdłuż ,,korytarza’’ po czym sprawdziłem liczebność i ogólny stan morale zawodników.
Będąc w centrum Szawli, zdjąłem swoją bluzę, i przez okna podziwiałem tutejszą zabudowę. Minęło chyba z osiem lat odkąd ostatnio byłem tutaj wespół z ojcem. Pamiętam, że odwiedziliśmy wówczas sławną górę krzyży. Nie ukrywam, że gdybyśmy mieli trochę czasu, to po zakończonym meczu, odwiedzilibyśmy to miejsce jeszcze raz.
Mijając katedrę św. Pawła i Piotra, dojechaliśmy na boisko, gdzie na co dzień swoje mecze rozgrywała miejscowa drużyna. Obiekt mimo, że otulony puchem był całkiem przyjazny, jeden z największych licząc pojemność, na Litwie. Wspaniała trybuna i lekko zamazany napis FC SIAULAI na krzesełkach. Stylem nawiązywał do naszego, był jednak zdecydowanie obszerniejszy. Na boisku kilku młodych pomagierów odśnieżało pozostałości murawy. Wybiła godzina trzynasta. Dzwon z kościoła przypomniał mi o wypakowaniu swoich bagaży z autobusu. Przed wejściem do szatni poznaliśmy jeszcze tutejszego kierownika. Zapewnił nas, że mecz może odbyć się z lekkim poślizgiem, głownie ze względu na murawę, oraz na trudy jakie panowały na drodze tego dnia. Siedmio stopniowy mróz dawał się we znaki nawet w ogrzewanej garderobie. Z tym sobie radziliśmy jednak coraz lepiej. Gracze przebrani, a skład dobrany. Zabrakło jedynie Paulauskasa i Renusasa którzy zostali w Wilnie z powodu poważniejszych kontuzji. Na trybunach, mimo okropnego zimna i śniegu pojawiło się paru obserwatorów. Mroźna niedziela wraz z gwizdkiem rozpoczęta. Niedługo stanie się to dla mnie tradycją.
Skład: D.Normantas (k), Baguzis, Jefisov, Biskys, Pinkevicius, Rackus, Stanikaitis, Bogdanavicius, T. Rackus, K. Stonkus, M. Lukosevicius
Zaczęliśmy. Mecz mógł przypominać bitwę na śnieżki. Do ataku wzięli się jednak gospodarze, wzmocnieni kilkoma zawodnikami z pierwszej drużyny. Wiedziałem, że w pierwszym składzie wybiegło nawet dwóch reprezentantów. Zespół mimo, ze ustawiony na kontry nie dawał sobie rady po śliskiej murawie. Mimo ogromnej przewagi gospodarzy daliśmy wbić sobie tylko jedną bramkę po głębokim dośrodkowaniu na głowę Tomasa Birskysa. Druga połowa nieco aktywniejsza z naszej strony nie przynosiła nic, prócz obicia dwukrotnie poprzeczki i raz słupka. Aktywny był Stonkus. Po wprowadzeniu na boisko Arlauskisa i Petkeviciusa, zamiast przypieczętować którąś z akcji, straciliśmy kolejną bramkę. Będąc tak głęboko cofniętym, rywale urządzili sobie niemałą tikitakę przed moim polem karnym wymieniając się podaniami jakby byli na treningu. Jedno kluczowe podanie, przeciwnik wychodzi na pozycję idealną do strzelenia gola, Normantas broni, piłka odbita od jego rękawic turla się jednak wprost pod stopę napastnika rywali, no i mamy bramkę. Na ławce rezerwowych spore rozczarowanie, na boisku kilka przekleństw. Zdążyliśmy załapać jeszcze kontakt, 15 minut przed końcem spotkania. Dośrodkowanie Arlauskisa wykorzystuje Stonkus, 2:1. Mimo wysłania zespołu pod pole karne przeciwników, nie zdążyliśmy strzelić drugiej, dającej remis bramki. Trudno. To był pierwszy wyjazd, i pierwsze stracone punkty. Wiedziałem, że za wszelką cenę muszę odegrać się w trzecim spotkaniu z Sveikatą. W szatni co prawda nie było wielkiej konsternacji, ale czuć było niezadowolenie wśród zawodników. Pocieszał nas Igor, mówiąc, że do końca sezonu i tak zostało jeszcze wiele spotkań i na pewno, kolejnym razem pójdzie nam lepiej. Też w to wierzyłem. Może udało mi się zaszczepić wolę szybkiego awansu?
***
Skład: D.Normantas (k), Baguzis, Jefisov, Biskys, Pinkevicius, Rackus, Stanikaitis (85'Arlauskis), Bogdanavicius (70' Maziliauskas) , T. Rackus, Paulauskas, Klimavicius
Do końca miesiąca rozegraliśmy jeszcze jedno spotkanie. Sveikata Kibartai, to klub który do miejsca naszego stadionu miał ponad 200 kilometrów. Była to więc kolejna sposobność do zdobycia kompletu punktów, tym bardziej, że graliśmy u siebie i byliśmy głodni rekompensaty. Kadra w większości opierała się na wychowankach, chociaż zaglądając do skarbu kibica, natknąłem się na kilku graczy, grających dotychczas w lidze drugiej. Treningi przez cały czas odbywały się niemalże regularnie, z małą przerwą na święto narodowe i zbyt intensywne opady śniegu. Martwić mnie mogła jedynie dyspozycja poniektórych zawodników, ale i tak liczyłem na pozytywne drgnięcie w najbliższym spotkaniu. Wynik: 2:1. Może i nie idealny, ale co najważniejsze- Zwycięski. Spotkanie obfitowało w liczne faule, i kontuzje zawodników z obu stron. Miejmy tylko nadzieję, że kontuzjowani gracze wrócą czym prędzej. Piękne gole Tautvydasa Rackusa zapamiętam na długo. Niezwykle szybki i błyskotliwy, został bohaterem i zgodnie z tradycją, zaprosił wszystkich na trunek zwycięzców.
Będąc w domu, moja kolekcja płyt DVD powiększyła się o kolejne trzy krążki. Akmene, Szawle, Sveikata. Zdecydowałem, że obejrzę sobie je wspólnie ze sztabem, tym bardziej, że mieliśmy spotkać się w środku tygodnia, na małym posiedzeniu.