Bojkot – słowo które robi ostatnio niesamowitą karierę. PiS bojkotuje TVN, Prezydent i Rząd bojkotują się wzajemnie choćby w polityce zagranicznej, ja postanowiłem zbojkotować niepisaną zasadę, iż felieton na CM Revolution powinien dotyczyć Football Managera.
Po ciężkim dniu, tradycyjnie już z przyjemnością zasiadam do, a jakże, FM Live. Dziś jednak natchnięty zostałem pewną myślą, w dodatku bez pomocy „pani wiszącej nad palmą”. Otóż zastanowiło mnie, czy nasi wiecznie zapracowani parlamentarzyści mają swoje ulubione gry komputerowe. Znaczna ich liczba wskazuje na to, iż w pewnym sensie są grupą reprezentatywną, dlatego przypuszczać można, że tak. Wyobraźmy sobie więc 460 laptopów w sali plenarnej przy ulicy Wiejskiej, a w korytarzu ciągnący się w nieskończoność regał z grami, przy czym każdy z posłów może wybrać tylko jeden tytuł. Kto jaki wybierze? Czy ktoś sięgnie po FM-a?
Część z moich typów to pewniaki, bo czy ktoś wyobraża sobie, że Renata Beger poradzi sobie z grą bardziej skomplikowaną niż Tetris? Wydawać by się mogło, iż pała do niego uczuciem podobnym do tego, jakim koń obdarza owies... Ach, przecież pani poseł w Sejmie już nie ma! Może właśnie przez wzgląd na tę jej wrodzoną błyskotliwość? Podobno cała partia broni jeszcze nie złożyła i jak jeden mąż myślą o powrocie na scenę. Niektórzy wstydu jednak nie mają, a porównać ich można do kiepskiej "strzelanki" - sequel z pewnością sięgnie głębiej, niż do dna. Skoro jednak już krążymy wokół grupy trzymającej kraty, nie sposób nie wspomnieć o bójce – były minister sportu, obecnie znany jako Tomasz L., korzystając z wybitnie dobrej lipcowej pogody postanowił zmierzyć się z Andrzejem Lepperem. Poszło o grę Prison Break, żaden ze stałych klientów dobrze opłacanych adwokatów nie zdawał sobie sprawy, że tytuł ten nie omawia ucieczki z polskiego więzienia ani sposobów na uniknięcie odsiadki. Ostatecznie eks-minister rolnictwa zadowolić musiał się pasjonującą rozgrywką w Sim Farm. Czy się w tym spełnia, trudno mojej wyobraźni ocenić - wszak nie pamiętam, żeby w grze można było wysypywać zboże na tory. No i z zaciąganiem znacznych kredytów też może być problem. Tak, pan Lepper z pewnością Sim Farm wkrótce porzuci.
Przestałem wreszcie ograniczać swoją fantazję, widzę Przemysława Edgara Gosiewskiego, który szerzej znany jest jako honorowy obywatel Włoszczowej. Jego żywe zainteresowanie dziedziną transportu, budowaniem stacji kolejowych i rozbudzaniem nadziei na wzniesienie portu lotniczego w dziesięciotysięcznym powiecie sugeruje, iż poseł z pewnością z zacięciem spełnia się w Sim City. Moja opinia na jego temat pozwala przypuszczać, że najlepiej Przemysław Edgar i jego ego bawią się sprowadzając na miasta kolejne kataklizmy. W Sim City 4, o ile mnie pamięć nie myli, tyrb taki nazwany został "boskim". Czyżby kompleksy? W ramach programu "tanie państwo" bracia Kaczyńscy usiedli przy jednym komputerze. Zacięte w grymasie koncentracji miny pozwalają przypuszczać, iż do Mario Brosa podejście mają podobne jak do prowadzenia polityki zagranicznej - niestety próbują przejść go w lewo. Ich działania w grze i w świecie realnym przynoszą podobne rezultaty. Tyle tylko, że wirtualną rozrywkę można zacząć od nowa.
W drugim końcu sali wiecznie uśmiechnięty poseł Palikot z lubością angażuje się we wszelkiego rodzaju gry słowne, ale tylko te, które maja niestandardowe słowniki – poszerzone o kolokwializmy, wyrażenia powszechnie uznane za obraźliwe, złośliwe, rażąco naruszające konwenanse. Na nic zdają się upomnienia, ostrzeżenia i groźby przełożonych. Do słownika ołówkiem dopisał sobie definicję "chamskości" i uparcie próbuje ją forsować w internecie. Na szczęście on i komputer korzystają z różnych słowników, więc wynik posła Palikota jest mniej więcej zbliżony do wyniku prac komisji "Przyjazne państwo". Równie radośnie usposobiony wydaje mi się Tadeusz Cymański - z pewnością odnalazłby spełnienie w popularnych kiedyś "arkanoidach", ewentualnie internetowej wersji ping ponga. Mógłby piłeczkę odbijać raz za razem, sensownie lub nie - czyli zupełnie jak w świecie realnym. Jego publiczne wypowiedzi, a także sposób, w jaki bierze udział we wszelkiego rodzaju programach publicystycznych przypomina mi właśnie wyżej wspomniane tytuły.
Odrobinę, ale tylko trochę, bardziej skomplikowanej rozrywce poświęca się Grzegorz Napieralski. On i jego święty rycerz starają się pokonać zło tego świata, zepchnąć Diablo do odmętów piekieł. Jednak, z przyzwyczajenia, sięga tylko do skrajnych metod - wieczne wymachiwanie na zmianę sierpem i młotem bardziej przystoi "barbarzyńcy". Może właśnie błąd w wyborze postaci popełnił pan Grzegorz? Wreszcie tytuł, na który co roku czekają miliony – FIFA z numerkiem wyższym o jeden niż liczba określająca rok bieżący. Jest tylko jeden człowiek w Polskim parlamencie aż tak zafascynowany piłką – oczywiście premier Tusk. Niby chłopak z ulicy, taki jak my, ale że budżet kancelarii spory, to i pad nowy, procesor i karta graficzna prosto z USA, a plotka głosi, że 24-calowy monitor otrzymał od Piotra Misztala. Plotka głosi też, że za darmo.
Co jednak mój przydługawy już wywód ma wspólnego z Football Managerem? No właśnie – niewiele. Niewielu też posłów byłoby w stanie podjąć wyzwanie intelektualne, jakie rzuca nasz ukochany FM. Co prawda zdarzają się tacy, którzy podobno grają - np. poseł Kosecki, ale czy były piłkarz, który młodość spędził na bieganiu za piłką, a nie nauką na wyższych uczelniach, to odpowiednia osoba do stanowienia w Polsce prawa? Nasi parlamentarzyści na co dzień przyzwyczajeni są do prowadzenia rozgrywki z prawdziwymi i żywymi przeciwnikami. W tym wypadku jest im łatwiej niż z AI. Wszak człowieka można kupić, można mu wiele obiecać, nakłamać, oczukać i tak dalej... Oczywiście komputer też idzie na pewne układy, można wpisać kody, użyć jakiegoś programu, zaatakować poniżej pasa. W wirtualnym świecie można sobie zedytować postać - strength, stamina, loyalty i honesty - papier i komputer (ale tylko do momentu użycia debuggera) przyjmą wszystko.
Jednak w pewnym momencie schodzę na ziemię i przestaję wierzyć, że posłowie grają. Wszak to nie przynosi żadnej korzyści, nie można na tym zbyt wiele zyskać bądź zarobić. A już na pewno nie na FM-ie, który wymaga czegoś więcej niż tylko sprawnego/szybkiego/zwinnego klikania myszką. O ile operowania urządzeniami wskazującymi można się jeszcze nauczyć, o tyle zrozumieć, że sport to zdrowie i przyjemność, a nie interes może prawdopodobnie niewielu ludzi siedzących tak "wysoko". Bo zajść wysoko, to znaczy zapisać się w historii. I historia zapamięta sportowców, medalistów i mistrzów. Zapamięta też wielu polityków - pytanie tylko, czy nie w zupełnie odmienny sposób. Wszystkie tezy przedstawione powyżej są tylko moimi przemyśleniami, przypuszczeniami, pełną fantazją. Chciałbym jednak doczekać dnia, kiedy w Sejmie zagości osoba, o której mógłbym powiedzieć, iż chciałbym aby dołączyła do grona eFeManiaków.
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ