Kocham cię, a miłością swoją... - jak śpiewał Kazik Staszewski w swej pieśni pod identycznym w zasadzie tytułem i było to dobre i podobało się wielu. Mnie również szeroko pojęta twórczość Staszewskiego przypada do gustu i towarzyszy mi ona od wielu już lat (bo też i coraz to starszy zgred ze mnie). Co zaś do miłości - w moim sercu jest miejsce tylko dla jednego klubu piłkarskiego, a jest nim niezmiennie od początku lat dziewięćdziesiątych ekipa
Kanonierów z Londynu. Kocham ich, miłością swoją i jest to uczucie gorące, namiętne, nie do opisania słowami i zapewne dożywotnie. I jeżeli już jakakolwiek ekipa sportowa może z
Arsenalem stanąć w szranki, to jedynie
Pittsburgh Penguins (Jagr! Robitaille! LEMIEUX! Barrasso! Samuelsson!) lub
Seattle SuperSonics (Kemp! Payton! Schrempf! A nawet Vin Baker!) które to zespoły również wielbię od lat. Tak, zgadliście,
jestem sentymentalny™.
Podobnie jak moje uczucia do wspomnianych wyżej ekip nigdy nie ukrywałem także wielkiej mej sympatii dla dawnych gier menago, głównie tych ze stajni Sports Interactive, a zwłaszcza największego dzieła ich żywota - Championship Managera 2 (97/98) - w mej opinii tytułu idealnego, ponadczasowego i jako wzór - niedoścignionego. Im nowszy wynalazek od SI, tym w mej ocenie coraz to bardziej kastrowany z grywalności, przedkładający masę niepotrzebności nad tak zwaną miodność. Pamiętajcie jednakże - to kwestia gustu, a z tym jak wiadomo się nie dyskutuje ;).
Championship Manager2 97/98 z każdym rokiem oczywiście starzeje się mechaniką, lecz na pewno zyskuje w moich oczach tym, że w ciągu kilku sekund mogę cofnąć się w czasie i prowadzić Arsenal taki, jaki jeszcze bardzo dobrze pamiętam - ikoniczny, charakterny, przebojowy. Krótko pisząc - ten wspaniały Arsenal, który ustrzelił w Anglii dublet w sezonie 1997/98.
Zdaję sobie sprawę z tego, że większość z Was ma w poszanowaniu teksty o karierach z gry, a tym bardziej jakieś tam wynaturzenia o grach sprzed lat. Wiecie jednak (przynajmniej co niektórzy), że pisałem tutaj manifesty zanim stało się to modne i że lubię okazjonalnie coś naskrobać o karierze trenerskiej mojego wirtualnego JA. Tak więc zachciało mi się dzisiaj coś naskrobać, to naskrobałem, a na odzew w temacie tej kariery nie liczę. Nie ma problemu. Ciekawi mnie jedynie, czy na Rev zaglądają takie zgredy jak ja, którzy wspominają z sentymentem nie tak znów odległe lata dziewięćdziesiąte oraz oklepywali pierwsze Championship Managery. Dość już jednak ględzenia wspominkowego - odpalamy wehikuł czasu i spróbuję powtórzyć sukcesy Wengera, a będzie o to niezwykle trudno...
To było przecież niedawno tak
To było przecież niedawno jak
Jak okiem sięgnąć zmienił się świat
To było przecież niedawno tak
1. kolejka Premier League
Sezon
1997/98 rozpoczynamy od wyjazdowego remisu z ekipą
Blackburn Rovers. Ekipa ciekawa, solidna, lecz mimo to zakładałem wywiezienie kompletu punktów. Gdy jednakże spojrzymy na nazwiska w zespole gospodarzy, to dopiero wtedy będzie można ocenić skalę trudności z jaką musieliśmy się zmierzyć. Młodziutki, lecz już ograny
Kieron Dyer. Do tego
Chris Sutton, wojownik
Colin Hendry, doświadczony
Kevin Gallacher czy błyskotliwy
Martin Dahlin to zawodnicy którzy zawsze potrafią srogo namieszać. I namieszali co się zowie. Już w
10. minucie wychodzą na prowadzenie po bramce Dahlina. Próbujemy jednak urwać coś, wrzenić w siatę chociaż farfocla, lecz rozbijamy się o mur defensywy Blackburn. Stan ten zmienia dopiero
Ian Wright, po przepięknym golu w
88. minucie spotkania.
Kocham Cię, a miłością swoją mógłbym wypełnić cały świat
Highbury - Clock End
2. kolejka Premier League
Jest tylko jeden taki obiekt, a w zasadzie - był. To
Arsenal Stadium, znany lepiej jako
Highbury. Osobistą mą tragedią jest fakt, iż nie było mi dane by zwiedzić tenże obiekt i szansę na to straciłem bezpowrotnie już wiele lat temu. Wracając jednak do gry, to w drugiej kolejce Premier League właśnie na Highbury podejmowaliśmy
Szalony Gang, czyli ekipę
Wimbledonu. Z tymi to nie ma zmiłuj - będzie twardo, popękają ochraniacze i kości, strumieniami popłynie pot, krew i łzy. Pojawi się również główny
ZŁY ekipy
The Dons. Kapitan. Skała. Morderca pięknego futbolu -
Vinny Jones. Tak jak się spodziewałem arbiter tego spotkania miał pełne ręce roboty. W czasie meczu aż osiem razy sięgał po żółty karton, a upomnień to się nawet policzyć nie da. Mecz zaczął się dla nas mocno niefortunnie, albowiem już w
11. minucie samobójczego gola sprezentował gościom
Martin Keown. Kanonierzy wpadają w szał. Ciśniemy Wimbledon ile wlezie, bez bramkowego efektu niestety. Dopiero w
38. minucie piłkę w polu karnym otrzymuje Ian Wright - a futbolówka na nodze Wrighta to już w zasadzie pewny gol. Remis nas jednak nie satysfakcjonuje, więc gramy dalej swoje. W
60. minucie w miejsce Wrighta wprowadzam osiemnastoletniego
Nicolasa Anelkę. który daje nam prowadzenie w
88. minucie i zgarniamy upragnione, lecz wywalczone w wielkich bólach trzy punkty.
Kocham Cię, a miłością swoją mógłbym nakarmić wszystkich Was
3. kolejka Premier League
Trzecia kolejka to wyjazd na
Goodison Park na mecz z ekipą
Evertonu. Główną siłą
The Toffees jest napastnik
Duncan Ferguson, srogi walczak zresztą, jak przecież na Szkota przystało. By go powstrzymać trzeba więc odpowiedzieć nie tylko siłą lecz również sprytem - a te przywary mają zapewnić weteran Kanonierów,
Steve Bould wspomagany przez młodziutkiego
Valura Fannara Gislasona. Cofnąłem trochę zespół by wciągnąć Everton w naszą strefę boiska - zamierzeniem było uspać rywala, żeby nadział się na kontrę, a później już tylko dopunktować truchło. Wyszło jak wyszło, ważne jednak, że zdobywamy trzy punktu po golu
Iana Wrighta w 69. minucie.
Kocham Cię, a miłością swoją mógłbym poruszyć z posad niebo
4. kolejka Premier League
W czwartej kolejce Premier League na Highbury zameldowała się ekipa
The Saints - niech nie liczą jednak na zmiłowanie, ponieważ mamy szczery zamiar oklepać ich i zgarnąć komplet punktów. I tak się też stało, by za dużo się nie rozpisywać. W
22. minucie prowadzenie daje nam
Emmanuel Petit, w
30. minucie wynik meczu podwyższa na
2:0 Marc Overmars, a trzy minuty później dzieło zniszczenia dopełnia gol
Iana Wrighta. Pozamiatane jeszcze przed przerwą, a druga połowa to już tylko niemrawe ataki
Southampton oraz fatalna skuteczność moich piłkarzy.
Kocham Cię, a miłością swoją rozpalę pożar gdzie potrzeba
5. kolejka Premier League
Sierpień 1997 roku był ciepły, przyjemny. Remis z
Derby w
5. kolejce
Premier League już nie. Zakładałem komplet punktów i bardzo nam wszystkim zależało by tego dokonać, lecz los chciał inaczej. Prowadziliśmy co prawda od
18. minuty po golu wspaniałego
Dennisa Bergkampa, lecz tuż po tej akcji wszystko siadło.
Derby natomiast rozkręciło się po przerwie, w
49. minucie do remisu doprowadził był
Lee Carsley - i tak już zostało. Szok, bo mieliśmy być dzisiaj jak lew. Czy sto tygrysów.
Kocham Cię tak, jak kiedy w deszczu
na przystanku jęliśmy się całować
6. kolejka Premier League
Reebok Stadium,
Bolton Wanderers - to nie mogło się nie udać. A jednak mogło. I się nie udało. Teoretycznie słabsza od nas ekipa, która mimo atutu własnego boiska mogła co najwyżej nas postraszyć błyskotliwym jak karetka na sygnale
Nathanem Blake'm lub doświadczeniem dawnej gwiazdy reprezentacji
Albionu,
Newcastle,
Liverpoolu czy
Evertonu, a mianowicie
Peterem Beardsleyem (36. lat). Życie (oraz skrypty) pisze jednak własne scenariusze, tym razem naskrobało dramat bez melo oraz horror w dwóch aktach.
Akt I - reprezentant Południowej Afryki
Mark Fish w
18. minucie.
Akt II - dziadek
Peter Beardsley w
35. minucie. Mimo grozy całej sytuacji
24,328 zgromadzonego na
Reebok Stadium luda płakało i owszem, ale ze śmiechu. Fatalnie, wprost fatalnie.
Wklejam tabelellium po 6. kolejce, ponieważ uchowało się na dysku.
Kocham Cię tak, jak gdy na okno ucieczką musiałem się salwować
7. kolejka Premier League
Wściekłość nagromadzoną w czasie i po meczu z
Bolton Wanderers wyszumieliśmy na ekipie
Barnsley. Nasza radość a ich pech. Destrukcję, a w zasadzie niecny gwałt rozpoczął w
6. minucie
Dennis Bergkamp. Nie jest to może wybitny sezon najlepszego piłkarza jakiego kiedykolwiek oglądały moje oczy, ale swoje chłop jednak zrobi gdy potrzeba. Tuż przed przerwą wynik na
2:0 podwyższa
Patrick Vieira - nasza skała i tarcza, a ma chłopak ledwie 21. lat na karku... Po przerwie dalsze ataki Kanonierów przynoszą efekt w
68. minucie - rzut rożny, najwyżej do piłki skacze
Martin Keown i pakuje ją z dyni do siaty. Srogą wpierdoliadę finalizuje supersnajper
Ian Wright w
72. minucie spotkania. Adieu, Barnsley.
WE ARE THE GUNNERS (zapis dla fanbojów reprezy helmutowej:
Ve Ar Ze Guners).
W meczu z
Barnsley debiutuje na środku obrony
Richard Rufus, zakupiony z
Charlton za całe
4.000.000 ₤.
Kocham Cię tak, jak kiedy okna u kreatury myć mieliśmy
Puchar UEFA - 2. runda, mecz 1.
Zaczynamy przygodę w Europie od meczu drugiej rundy Pucharu UEFA z Anderlechtem Bruksela. Niestety obrywamy nerfem jeszcze przed spotkaniem, a mianowicie wypada mi ze składu
Seaman oraz
Keown. Nie mogę także skorzystać z Rufusa, więc szykuje się ser szwajcarski w obronie. Mimo wszystko mój bramkarz, reprezentant Austrii U-21
Alex Manninger dał radę, za to odpuściliśmy w pomocy i mecz kończy się remisem. Musieliśmy natomiast dwa razy odrabiać straty. Anderlecht urwał gola w
30. minucie spotkania. Stan meczu w
42. minucie wyrównuje
Dennis Bergkamp, lecz Fiołki nie dają za wygraną i
53' na 2:1 strzela
Katana. Mogło być więc smutnie, ale ładnego gola urwał w
59. minucie
Paulo Vernazza i wciąż mamy szansę na awans do kolejnej rundy.
Kocham Cię tak, jak gdy pierwszy raz w domu Twoich rodziców zostaliśmy
8. kolejka Premier League
Manchester United z sezonu 1997/98 to srogie koksy. W lidze musieli jednak uznać wyższość ekipy Kanonierów, chociaż Arsenal kończył sezon posiadając cały
jeden punkt przewagi nad
ManU. By zrozumieć o czym mówię wystarczy jednak spojrzeć na kadrę ekipy z Manchesteru. Na bramce
Peter Schmeichel. W obronie bracia
Neville,
Ronny Johnsen oraz
Henning Berg. Im dalej od bramki strzeżonej przez Duńczyka tym jeszcze potężniej.
Nicky Butt.
David Beckham.
Roy Keane.
Ryan Giggs.
Paul Scholes.
Teddy Sheringham. Na taki gwiazdozbiór
Wenger sposób znalazł w lidze - i to dwukrotnie (
3:2 oraz
1:0) - a ja już niestety nie. Od początku spotkania cisnęli mnie jak wyciskarka cytrynę - i na nic zdały się moje kombinacje w taktyce. W
42. minucie ładuje bramkę
Paul Scholes. W
80. minucie dostajemy liścia również z lewej strony - wykonawcą
Ryan Giggs. Dziękuję,
0:2, adieu.
To było przecież niedawno tak
9. kolejka Premier League
Dziś może być zabawnie gdy napisze się zdanie o treści: obawiałem się mocy
Leeds Utd. Jeżeli spojrzycie na ich skład z sezonu
1997/98 to uśmiech zniknie wam z twarzy w tempie ekspresowym.
Nigel Martyn,
Alf Inge Haaland,
Lee Bowyer,
Harry Kewell,
Jimmy Hasselbaink. Wystarczy? Ja również tak uważam. Przyjechały jednakże chłopaki na
Highbury, postawiły twarde warunki, wyłapały plombę w
34. minucie (autorstwa
Dennisa Bergkampa - wspominałem już, że gole strzela gdy naprawdę jest pilna potrzeba) i wróciły smutne do domu. Styl fatalny, męczarnia straszna, ale trzy punkty to trzy punkty.
Całą drugą połowę rozegrał w mojej ekipie 19-letni
Emile Heskey, sprowadzony z ekipy
Leicester za niebagatelną nawet i dzisiaj sumę
7.000.000 funtów.
To było przecież niedawno jak
Jak okiem sięgnąć zmienił się świat
10. kolejka Premier League
W ciągle trwającym sezonie 2015/16
Leicester City to prawdziwe objawienie ligi - trzęsą Premier League jak się patrzy. W
10. kolejce sezonu
1997/98 również pokazali, że nie wypadli sroce spod ogona. A już zupełnie za skórę zaszedł moim Kanonierom
Graham Fenton, strzelec dwóch bramek (oczywiście to seria CM/FM, więc były to odpowiednio pierwszy i drugi gol w sezonie). Mecz toczył się na zasadzie
liść za liść. Jak my im, tak oni nam. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom. Jak Tommy Lee... Styknie. W każdym razie
Vieira ładuje bramę na
1:0 w
11. minucie,
Wright poprawia lepą w
14. minucie. Na to do akcji wkroczył
Fenton. Plomba w
16. minucie spotkania i poprawka w
26., co by równo puchło. Gdyby nie to, że w
51. minucie gola swoim byłym kolegom urwał
Heskey, to chyba bym wyszedł z siebie i stanął wkurwiony obok.
W Arsenalu kolejny debiut - tym razem bardzo miły sercu każdego polskiego fana piłki nożnej. W pierwszym składzie Kanonierów wychodzi na plac...
Marek Citko. Tak, ten sam Citko, który dawno temu urwał Anglikom gola i to w dodatku na Wembley. Ten sam który wrzucił piłkę Molinie za kaptur i również ten sam, co to miał iść za grube MELONY do
Blackburn Rovers lecz się był połamał i smuteczek. Tak czy owak
Widzew Łódź przytulił
400.000 funtów, a my świetnego piłkarza.
Jak okiem sięgnąć zmienił się świat
To było przecież niedawno tak
Puchar UEFA - 2. runda, rewanż.
Z czym do ludzi - musiał pomyśleć po spotkaniu menago
Anderlechtu i zupełnie chłopa rozumiem. 2:2 na własnym placu musiały napełnić go miłością do wszechświata i okolic oraz czule połechtać nadzieją na to, że na Highbury uda im się zremisować bezbramkowo. Płonne nadzieje, gdyż spotkała go
sroga wpierdoliada™, ole. W
6. minucie wspaniałym lobem przywitał się
Marc Overmars. Trzy minuty później -
jestem Wright. Ian Wright.
2:0. Tuż przed zejściem do szatni
Wright sprzedaje Anderlechtowi kolejnego plaskacza.
Ray Parlour stawia czwartą kropkę nad "i" w
63. minucie meczu - awansujemy więc do trzeciej rundy, a Anderlechtowi nie pomogli w tym meczu
Bartel Van Den Bosche oraz
Bartel Van Den Bosche.
I to tyle na dzisiaj. Jest spora szansa na to, że napiszę kolejną część. Jest szansa równie spora na to, że nie napiszę. Tak to ze mną bywa. Za to przy Championship Manager 2 - Season 97/98 bawię się świetnie. Zapewne o wiele lepiej, niż większość z Was przy najnowszej odsłonie Football Managera ;). Czułe pozdrowienia!
PS Co Was gniecie?
F U Q :
- Czy uważasz się za znawcę futbolu? Nie, dziękuję. Już jadłem.
- Dlaczego tekst nie jest najwyższych lotów? Ponieważ nie umiem lepiej pisać.
- Dlaczego takie krótkie? Ponieważ mnie się nie chce więcej pisać, a Wam komentować.
A może pod tekstem nie ma dyskusji, ponieważ tekst jest cienki jak dupa węża? To wiele wyjaśnia, ale lepiej już nie będzie.
- Czy pojawią się jeszcze jakieś wpisy z kariery Arsenalem? Jest szansa.
- Kiedy? Wtedy.
Za wszelkie babole występujące w tekście serdecznie przepraszam.
źródło zdjęć: google i inne tam internety
wykorzystano również fragmenty piosenki zespołu Kult
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ