Ten manifest użytkownika zachi przeczytało już 2000 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Hokej - dyscyplina znana na całym świecie, szybki i brutalny sport drużynowy. Jaki jest ów hokej, każdy widzi. Ale nie każdy już wie, jak się to wszystko zaczęło. Spróbujemy więc teraz dokopać się do dnia, w którym narodził się ten sport, uprawiany obecnie przez miliony ludzi na Ziemi.
Obiegowa opinia głosi iż hokej narodził się w Kanadzie, gdzieś tak pod koniec XIX wieku. Tam też stacjonowali angielscy żołnierze, którzy jako pierwsi na świecie wpadli na to, że można popylać po lodzie i tłuc kijami zamarzniętego kota. Owe zamarznięte na kamień kocie truchło wędrowało więc po lodzie między kijami zawodników, a celem dla owego kotka były dwie „bramki” za jaką uznawano parę skrzynek po amunicji, ustawionych tak, by była między nimi przynajmniej metrowa przerwa. Jako że nikomu nie przyszło do głowy by wprowadzić limit graczy, to po zamarzniętych jeziorach nieraz ślizgały się całe kompanie, pułki lub nawet dywizje. Widok kilkuset wojaków, ślizgających się po lodzie za zmarzniętym kotkiem - powtarzając za pewną reklamą - bezcenne.
* * *
Tyle jeśli chodzi o historię hokeja opowiadaną przez bladolicych anglików. Kanadyjczycy nie dali sobie pluć w kaszę, więc bardzo szybko powstała ich wersja narodzin hokeja.
Francois Lemieux był drwalem. Zwykłym, leśnym rębajłą, z rodziny o wieloletniej tradycji w ścinaniu lasów. W mroźny, styczniowy wieczór roku pańskiego 1897, brnął ów Lemieux przez śnieżne zaspy otaczające zamarznięte jezioro Mistassini. Nie wiadomo dziś dlaczego drwal przedzierał się przez śnieg właśnie tam, ale wiadomo że był pod wpływem alkoholu i że dziwka jego żona zostawiła go tydzień wcześniej dla pewnego angielskiego artylerzysty spod Manchesteru.
Szedł Lemieux z wielkim trudem, walcząc dzielnie z chłodem, zaspami, zmęczeniem i kłopotem z utrzymaniem równowagi. W pewnym momencie z wielkim zdziwieniem zauważył, że śnieg się skończył. Z impetem wpadł na lód i dostał nagłego szwungu. Sunął więc Lemieux po lodzie, nie potrafiąc się zatrzymać. Przez moment zastanawiał się nawet nad upadkiem, ale pomysł szybko odrzucił gdy przypomniał sobie swój wypadek na rowerku w dzieciństwie, po którym przez długi czas zdzierał strupy z twarzy. Jechał więc dalej, zupełnie nie tracąc prędkości, co jego alkoholową duszę niespecjalnie zdziwiło. Po drodze chwycił Lemieux kawałek drąga, który wystawał z zamarzniętej tafli wody. Drąg się złamał, ale udało się drwalowi zwolnić do w miarę komfortowej prędkości, dzięki czemu nie musiał już machać rękoma by utrzymać jako-taką równowagę. Sunął więc teraz powoli, spocone dłonie mocno ściskały gałąź, lecz nagle do czynu wkroczyła Matka Natura. A Matka Natura tego akurat dnia postanowiła przegonić po lodzie borsuki, piżmaki, szalonego pastora McManamusa oraz niedźwiadka o imieniu Buli. Cała ta wataha pojawiła się znienacka przed załzawionymi od wiatru oczyma Lemieux.
- Rany bose - mruknął i ścisnąwszy mocniej drąg wpadł w futrzasto-nago-szalone kłębowisko. Intuicja podpowiedziała mu, że ma napieprzać kijaszkiem we wszystko co jest dookoła, bez zastanawiania się kogo leje. Tak też uczynił. I nagle po jeziorze Mistassini echo poniosło ryki, piski, wrzaski i burknięcia laczowanych w szale przetrwania zwierząt. Lemieux szalał. Borsuki, piżmaki i niedźwiadek Buli nauczyły się w trybie natychmiastowym latać, zaś szalony pastor McManamus patrzył na tę Sodomę z wielkim zainteresowaniem, stojąc spokojnie na uboczu.
Po kilku minutach zabawy z fauną Lemieux padł na lód, wymęczony do granic możliwości. Dookoła niego lód został zasłany zwięrzecymi ex lotnikami. Szalony pastor McManamus wzruszył ramionami i upewniwszy się, iż spektakl którego był świadkiem dotarł już do finału, ruszył powoli do swej chatki pustelnika. Po drodze do jego mózgu zaczęły docierać pewne sygnały. Pierwszy ów sygnał prawił coś o zmarzniętym sutku lewej piersi, drugi sygnał przyszedł jednocześnie z natchnieniem. Natchnienie zaś rzekło - a żeby tak zamiast zwierzątek wstawić coś mniejszego, mniej żywego, a bardziej twardego? Żeby tak drąg zastąpić drewnianym kijem? Żeby tak na lodzie ustawić dwie grupki po sześć pustelników? I żeby owi pustelnicy miast napieprzać się kijami zagrali mecz na lodzie, którego to meczu celem winno być trafienie tym małym i twardym przedmiotem między słupki, lub coś w tym guście?
- To się może udać - ucieszył się szalony pastor McManamus i ruszył szybciej do pobliskiego osiedla małych, drewnianych, pustelniczych chatek.
Kanadyjscy pustelnicy, podobnie jak pewna polska frytka, znani byli w swoim kraju głównie z tego, że byli znani. Żadnemu zdrowemu na umyśle człowiekowi nie przyszłaby do głowy rezygnacja z wygód jakie niosło ze sobą życie w mieście, żeby mieszkać w dziczy, jeść śniadanie z borsukami i biegać nago w kilkustopniowym mrozie. Sam McManamus mawiał o sobie że jest po prostu człowiekiem na wskroś ekstrawaganckim, a w lesie żyje, ponieważ bardzo lubi zapach drzewa, żywicy i żółtego śniegu.
McManamus wpadł zziajany do swej chatki, ubrał sweterek (kościołowy, jak często mawiał) i usiadł w swoim pustelniczym krzesełku wystruganym zeszłego lata. Wcześniej wygrzebał spod łóżka kawałek papieru i węgielka i jął smarować zasady gry, które w nieco tylko zmienionej formie dotrwały do dnia dzisiejszego. Po kilku godzinach wytężonej pracy McManamus z wielką dumą spojrzał na swoje dzieło (które przypominało co prawda egipskie piktogramy, jednakże autor owego dzieła nie miał problemów by to odczytać) i wybiegł z chatki do swego przyjaciela, równie szalonego pustelnika McGregora, by ucieszyć go nowiną i pomyśleć co dalej z tym fantem zrobić.
McGregor faktycznie się ucieszył i z miejsca ruszyły przygotowania do pierwszego meczu hokejowego w historii. Najsampierw wycięli troszkę drzew wokół małego bajorka, które rozlało się i wkrótce zamarzło niedaleko osiedla pustelników. Zbudowali drewniane i wysokie na kilka metrów bandy, by nie biegać za kawałkiem drewienka (protoplastusiem dzisiejszych krążków) po niecelnych strzałach. McManamus namówił wszystkich pustelników by przyłączyli się do dzieła jego życia, tak więc wkrótce kilkunastu nagich mężczyzn biegało po lesie, cięło drzewa, budowało bandy, trybuny oraz strugało te małe-drewniane którymi się grało. McGregor zajął się produkcją kijków, McFarlan szykował z kartonów stroje, McFagas rzeźbił tyciusie pucharki, a McManamus biegał po całej osadzie, krzyczał, ponaglał, kontrolował i darł włosy z głowy, gdy coś szło nie po jego myśli.
Po dwóch tygodniach intensywnej pracy pierwsze na świecie lodowisko do gry w hokeja było gotowe. Łysy McManamus stanął na trybunie honorowej i spojrzał z dumą na rzeczywiście już teraz istniejący wytwór jego wyobraźni. Przed nim dumnie prężył się tuzin mężczyzn - dwa pierwsze zespoły hokejowe. „Golass” - drużyna McGregora, oraz „Klatersi” - drużyna McFagasa. Dwunastu mężczyzn ubranych tylko w karton i z drewnianymi chodakami na stopach. Widok ten zmusił McManamusa do szerokiego uśmiechu zadowolenia. Wyjął z kieszeni swojego sweterka drewniany gwizdek i dmuchnął potężnie, dając tym samym sygnał że uważa pierwszy na świecie mecz hokejowy za rozpoczęty. W ruch poszły drewniane kije, kartonowe ubranka rychło szlag trafił, pierwszy gracz legł na lodzie ogłuszony szybko lecącym małym-drewnianym czymś. McManamus stwierdził po kilku minutach, że rzeczywistość tylko trochę rozminęła się z jego marzeniami.
Z czasem hokej z zamarzniętych jezior trafił do wielkich hal sportowych, zaczął przynosić ogromne zyski, zasady gry powoli ewoluowały, wprowadzono sędziów, kamery, telewizję, kibiców, popcorn, bandy z pleksy, bandy z czegoś tam mocniejszego, ruskich, czechów, a nawet Afroamerykanów. Hokej stał się dyscypliną olimpijską, amerykańska liga stała się najmocniejszą ligą na świecie, Polska wmłóciła ZSRR, Kanada natłukła USA - zaczęło być bogato, wesoło i tylko jakby mniej radośnie i sportowo. Dziękuję za uwagę. A teraz się pożegnam, do następnego, mam nadzieję, odcinka - gdzie wyruszymy w przeszłość w poszukiwaniu praojców piłki nożnej. Do przeczytania!
Poprzedni odcinek "O sporcie inaczej" - "Histeria skoków farciarskich" <link>
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Budżet płacowy to podstawa |
---|
Jeżeli po zamknięciu okienka transferowego na Twoim koncie pozostał zapas gotówki, wejdź do siedziby zarządu i zmieniając proporcje "przerzuć" część kasy do budżetu płacowego. W trakcie sezonu możesz nie potrzebować pieniędzy na transfery, a zarząd spojrzy na Ciebie przychylniejszym okiem, jeżeli zostawisz duży zapas budżetu na wynagrodzenia. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ