Informacje o blogu

Bez taryfy ulgowej

Bałtyk Gdynia

Polska II Liga

Polska, 2014/2015

Ten manifest użytkownika zachi przeczytało już 2203 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG





  To jeden z tych dni w roku, że wkurwia nawet hałas wydawany przez własne powieki. Gdy spadająca z kranu kropla uderza w zlew i powoduje trzęsienie ziemi. Gdy na głowie siedzi goryl i robi sobie z niej worek treningowy, czy w co tam tłuką te goryle. Pewnie i wy to znacie. Kac, morderca, skurwol nie z tej planety. Coś jak ósmy pasażer Nostromo, tylko wyłażący z głowy a nie z klaty. Trudno - z własnej głopoty urodziło się to cierpienie, ale urodziny dobrego znajomego to bardzo dobry powód do tego, by urwał się film.

  Po zwiedzeniu Gdyni i Gdańska cała ta pijacka wycieczka zakończyła się w Sopocie, na kwadracie u jeszcze innego znajomego. We własnym mieszkaniu wylądowałem coś około godziny ósmej rano w sobotę. A o piętnastej domowy mecz z MKS Oława. Czego ja nie robiłem żeby choć sprawiać pozory trzeźwego... Łeb zlewany zimną wodą. Kawa z cytryną. Aspiryna, cholera wie co jeszcze - wszystko to po to, żeby stać w miarę w pionie i przypadkiem nie wnerwić bossa.

  Przed dwunastą już zacząłem wyglądać bardziej jak człowiek a nie jak zombie, więc około godziny trzynastej zameldowałem się na rozgrzewce zespołu. Co prawda trochę się wszyscy dziwili po cholerę mi okulary przeciwsłoneczne w listopadzie, gdy niebo zachmurzone, piździ i pada deszcz - ale zrzuciłem to na swoją fascynację dla Jaruzelskiego. Nieważne - łyknęli czy nie, grunt, że dali mi spokój. Przez odprawę jakoś przeszedłem bez większego bólu - oparłem się o szafkę i słuchałem typowych kurew i chujów wyrzucanych w przestrzeń przez bossa. Nic nowego, choć jak już wspominałem, szefuńcio mocno wyluzował i dzięki temu chłopaki czują się potrzebne oraz wykazują wielce bojowe nastawienie do kolejnych spotkań ligowych.



 XIX kolejka II Ligi Polskiej - Grupa Zachodnia
 
  Do meczu przystąpiliśmy naładowani chęcią zrewanżowania się za poprzedni mecz z Oławą, gdy to na wyjeździe wyłapaliśmy wpierdola o wartości jeden do dwóch. Ale to było w sierpniu, a teraz mamy listopad, ekipa złapała wiatr w żagle, jesteśmy liderem naszej grupy II Ligi - oraz gramy u siebie. I choć nowa, ulepszona i luźniejsza wersja bossa prawi ostatnio komplementy, to jednak zapowiedział ów, że jeżeli przegramy, to nam z jaj zrobi kastaniatety czyli " instrument muzyczny z grupy idiofonów zderzanych". Wyobraźnia ruszyła pełną mocą i rzekła, że lepiej nie oglądać własnych jąder sprzedawanych na jakimś kramie ze starociami. 

  Zimno, wieje, wielki dramat dla mnie. Brak kalesonków i cienki dres zmniejszają moje morale z każdą kolejną sekundą meczu. Na boisku kopanina, już w szóstej minucie żółty karton wyłapuje Paweł Rasmus za dyskusję z arbitrem. Tytuł rozprawki "Czy ty kurwa nie widziałeś tego, że był aut?!". Cały stadion widział, że piłka przekroczyła linię boczną boiska. Tam zaraz cały stadion - wszyscy oprócz liniowego. Pawełek nie zdążył się nacieszyć prezentem od sędziego, gdyż już w dwunastej minucie schodził z boiska, mocno kulejąc. Pięknie - początek meczu, a już wymuszona zmiana.

  Po kwadransie wciąż wali z murawy wielką nudą. Tak wielką, że Mietek zasnął na ławce, szczęściarz cholerny. Piszę "szczęściarz" bo widać, że Mieciu mocno urósł - to znaczy wszerz, czyli się porządnie zabezpieczył przed mrozem. Ja nie. Piłka wędruje od pola karnego do pola karnego, ale na tablicy wciąż remis zerowy. Sędzia dolicza trzy minuty - pewnie za wcześniejsze szarpaniny na boisku, po których kartkami zostają obdarzeni u nas Kiełb, a u wroga Sałek. Już zbieraliśmy się do zejścia na przerwę, gdy pięknym strzałem zza pola karnego popisał się Kamil Wiśniewski! Gol! Ożesztywmordę, jaki gol! Pięknie, do szatni lecimy, a nie idziemy.

  W przerwie boss klepie chłopaków po plecach, podbudowuje ich pewność siebie. Mnie to denerwuje, bo hałas, a łeb wciąż chce eksplodować na milion kawałków. Szefuńcio zadowolony, bo kontuzja Rasmusa nie wydaje się groźna. Sam Paweł twierdzi, że to jedynie stłuczenie. Pani Jadzia popsikała mu piszczel zamrażaczem i to było w sumie jedyne, co istotnego działo się w szatni w przerwie. A Mietek wciąż śpi na ławce rezerwowych, mam nadzieję, że tam mu tak ciepło, na ile to tylko możliwe.

  Druga połowa płynie bez większych wydarzeń. Pamiętacie z historii określenie "dziwna wojna", albo jak mawiały szwaby - Sitzkrieg? Właśnie tak wyglądać zaczął ten mecz. Dwie drużyny niemalże okopały się i jedynie spozierały co zrobi wróg. Cała ta szopka trwała do 59. minuty, gdy po zamieszaniu w polu karnym przytomnie zachował się Krzysztof Biegański i doprowadził stan meczu do remisu, a bossa do wkurwa absolutnego. W kierunku chłopaków poleciały z ławki długie serie typowych chujów, kurew i ogólnie takiego wójtowania, że prawie mi uszy zwiędły. Patrzę na plac i przecieram oczy - dalej NIC SIĘ NIE DZIEJE. Nasi stanęli, szefuńcio drze ryja tak, że krople deszczu na daszku nad ławką zaczęły drgać. I nic! Jedynie sędzia wrzucił dwa kartony dla wrogów, a dokładniej prezentami obdzieleni zostali Waldek Gancarczyk i Przemysław Skrodziuk. I to WSZYSTKO co się wydarzyło do końca spotkania. 

  W szatni masakra. Boss obtłukuje szafki, rzuca mięchem, chłopaki łby w dół, a ja ściągam mocniej pasek czapki, żeby mi głowy nie rozpieprzyło. Darł się tak z piętnaście minut po czym wybiegł z szatni, mocno akcentując swoje wzburzenie solidnym pieprznięciem drzwiami. Ja również powiedziałem piłkarzykom, że zagrali wielką biedę i poszedłem budzić Mietka, który się nawet za specjalnie nie zdziwił, ze mecz zakończył się remisem. Tak jak pisałem, farciarz. Cholerny farciarz. 
  


 



XX kolejka II Ligi Polskiej - Grupa Zachodnia

  Od samego rana w trasie, czyli wyjazd do Zielonej Góry na mecz z tamtejszym UKSem - ja pierniczę, moje kolana. Strasznie źle znoszę długie podróże kiedy nie mogę rozprostować kopyt. Co wstawałem z fotela, to kierowca darł ryja by siadać. Chromolę, następnym razem wymuszę podróż pociągiem - z milionem przesiadek i wyjazdem na cztery dni przed meczem...

  W Zielonej Górze, znanej między innymi z tego, że jest naszym krajowym Zagłębiem Kabaretowym, pogoda przywitała nas co prawda nie deszczem, za to solidną piździawicą. Pewnie też dlatego stadionik postanowiło odwiedzić coś około trzysta osób. Gdy zaczynaliśmy przygodę z II Ligą, to w domu ledwie zremisowaliśmy z chłopakami z UKSu. Boss więc, wściekły jeszcze po poprzednim meczu powtórzył groźbę o kastanietach oraz dodał, że tym razem nie skończy się na zapowiedziach. Ok, wzięliśmy to sobie do serca, a Mietek wysępił ode mnie dwie dychy i poszedł na piwo - co będę patałachów oglądał, mówi. 

  Dlaczego wcześniej wspomniałem o kabaretach? Bo właśnie taki kabaret, ale najgorszego sortu oglądały moje oczy przez całą pierwszą połowę spotkania. Wypracowaliśmy sobie sporą co prawda przewagę, ale jak to się mówi - optyczną jedynie. Gramy rozsądnie, szanujemy piłkę - lecz gdy dochodzimy do sytuacji strzeleckiej, to się tyłki chłopakom spinają i walą petardy wszędzie, tylko nie w bramkę. A jeżeli już coś ląduje w prostokącie, to taki farfocel, że nawet nawalony jak meserszmit Mietek by to obronił. Śpiąc. Bez używania rąk.

  W przerwie boss zadaje masę trudnych pytań. Dlaczego nie możecie strzelić jebanego gola? - pyta. Co się z wami dzieje z przodu? - błaga o wyjaśnienie. Chłopaki milczą, ja milczę, Mietka wciąż nie ma. Idźcie na murawę i walnijcie choć jedną bramkę - stwierdza stanowczo boss i wyrzuca bandę na drugą połowę. 

  Kolejne minuty lecą, temperatura wyraźnie spada, wkurw na naszej ławce rośnie. W 66. minucie w końcu jakieś wydarzenie, na murawę pada zawodnik gospodarzy, Jacek Bąk - oczywiście nie ten Bąk, co kiedyś grał w kadrze Polski. Peszek. Pięć minut później karton, również dla zawodnika z Zielonej Góry. Obdarowany żółtą kartką Sebastian Górski nawet się nie kłóci, bo doskonale zdaje sobie z prawę z faktu, iż machanie kopytem uzbrojonym w korki tuż przy głowie rywala splendoru mu nie przyniesie. 

  I już prawie zbieramy się do szatni, gdy to w 84. Daniel Pietrycha wpadł na pomysł, że skoro nie wpadają bramki z małego dystansu, to on sobie pierdolnie zza pola karnego. Jak już to sobie wykoncypował, tak też uczynił - walnął przepotężnie! Jeden do zera, prowadzimy! Boss wystartował z boksu jak Kubica na starcie rajdu - błyskawicznie przyspieszył, lecz metr dalej przyszło opamiętanie i wyhamował gwałtownie gdy sobie przypomniał, że jest przecież wściekły na kiepską grę chłopaków. Rzucił ze dwa mięcha, pogroził pięścią i wrócił na ławę. Po ostatnim gwizdku sędziego dało się słyszeć westchnienie ulgi na stadionie - kibice również spodziewali się zupełnie innego obrazu spotkania. 

  Nastrój po meczu średniawy, mimo kolejnych trzech punktów wywalczonych na wyjeździe. W autokarze stypa, Mietek śpi, ja wysłuchuję narzekania bossa i dalej podnoszę ciśnienie kierowcy, wstając co chwilę by rozprostować nogi. A rzeczy przyjemnych - od kapitana UKSu otrzymałem ładny kubek z logiem ich zespołu - będzie w czym żłopać kawę w smutne dni. 


 



XXI kolejka II Ligi Polskiej - Grupa Zachodnia
  
  Ostatnia kolejka ligowa rundy jesiennej - gramy w domu z zespołem z Kartuz, więc chcemy spuścić im sąsiedzki wpierdolek, zgarnąć trzy punkty i wciąż ambitnie tkwić na pierwszym miejscu w lidze. Jak to zwykle w życiu bywa - nasze plany jedną drogą, wykonanie drugą - a na mecie ból rzyci. Mimo niskiej temperatury oraz wiatru zacinającego z północy, na stadion pofatygowała się całkiem spora, prawie tysięczna rzesza fanów obu drużyn. Punktualnie o godzinie piętnastej arbiter spotkania, pan Białek, dał znać gwizdkiem, że zawody uważa za rozpoczęte.

  Tak, zaczęły się zawody, yhm. Jęki zawodów z trybun, jeżeli już. Dwunasta minuta spotkania, zawodnik gości, George Enow wycina z murawy Jariego Litmanena. Nasz piłkarz ląduje na noszach, po raz kolejny w tym sezonie, lecz to już nie jest młodzieniaszek. Nie jest to nawet starszy zawodnik. To po prostu boiskowy dziadek, ale szkoda oczywiście, gdyż to motor napędowy naszego Bałtyku, choć nieco już zardzewiały. Sam Enow otrzymuje kartkę dopiero po dwóch minutach, po kolejnym brzydkim faulu. Już widać, że sędzia Białek niespecjalnie sobie radzi i ten mecz zakończy się naprawdę kolorowo. 

  Czas pokazał, że i tym razem miałem nosa. 43. minuta i kolejny karton dla gości - Balcerzak otrzymuje nagrodę za chamski wślizg w nogi Jakuba Kiełba. I dobrze ciulowi. Zwróćcie później uwagę na statysykę meczową, w mojej rozpisce. Widać wyraźnie, że żaden zawodnik w tym meczu choćby przez chwilę nie pomyślał o tym, że najważniejsze są gole, a nie kartki.

  W przerwie boss w miarę spokojny - dokonał konstruktywnej krytyki poczynań boiskowych naszych grajków, omówił ponownie błędy i luki w zachowaniu rywala - i nakazał skoncentrowanie się na golach, a nie na przepychankach i pyskówkach. Jasne. 

  Jeszcze kibice nie usiedli, a już po trzech minutach drugiej połowy spięcie w środku boiska i żółta kartka dla Marcina Wandzela z Calisii. Po krótkiej przepychance arbiter wznowił grę i wszystko było w miarę spokojnie do 58. minuty, gdy ponownie przypomniał o sobie Enow. Tym razem posunął się z goleniem piszczeli zbyt daleko i słusznie otrzymał serię typu żółta-czerwona. Adieu, idź ochłoń, krzyczę. 

  Czas leci, wynik bez zmian, temperatura spada a wiatr się wzmaga, typowa Norda, bym powiedział. 69. minuta i kolejna już, piąta kartka dla gości - odbiorcą przekazu sędziowskiego zostaje Ivelin Kostov. Kilka minut przed końcem meczu kartonem obdarowany zostaje nasz Jakub Kiełb, za idiotyczną dyskusję z liniowym. Po raz kolejny wielka afera pod tytułem "Aut, czy kurwa co?". Autu nie było, kartka słuszna, chwile później gwizdek końcowy - i tak się kończy nasze, to znaczy moje i bossa marzenie o tym, by rundę jesienną zakończyć z przytupem. 
 

 
 
  Rundę jesienną kończymy na pierwszym miejscu w lidze - w piłkarskim światku szok i niedowierzanie. A właśnie, szok - dziś już pierdolę, nie piję nic mocniejszego od tymbarka jabłkowego. A więc, co to ja? Jesteśmy tam, gdzie nikt nas nie podejrzewał - w lidze przewaga nad rywalami rośnie. Teraz trzeba solidnie przepracować przerwę zimową, by na brzuchach kopaczy nie pojawiły się oponki, a kaloryfery.

  Mam nadzieję, że uda się również wzmocnić kadrę gdyż momentami brakuje mnie i bossowi możliwości wyboru. Nie jest co prawda kosmicznie źle, ale trzeba już teraz chuchać na zimne, skoro coraz bardziej realnym się staje szansa na awans do wyższej klasy rozgrywkowej.

  Nic to. Poniżej jeszcze lista wyników rundy jesiennej, a ja idę spać. Jutro ważny dzień - mam zamiar wyruszyć w odwiedziny do Mietka, trzeba się dobrze zaprezentować przed panią Mietkową. Dobrze już wiecie, jaka to z niej herszt baba. Do przeczytania wkrótce, moi drodzy. Odezwę się pewnie przy podsumowaniu sparingów przygotowawczych do rundy wiosennej. 



Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.