Championnat National
Ten manifest użytkownika Enzo przeczytało już 989 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Po wypowiedzeniu tych słów, mężczyzna zaczął obracać się na krześle. Na początku wychylił się jego brzuch, a potem ukazały się rysy twarzy. Wciąż jednak nie wiedziałem, kim jest ów nieznajomy. Powodem tego był brak światła w pokoju. Denerwowała mnie ta niepewność. Mogłem tylko domyślać się, że był to Jean lub jeden z jego ludzi, albo, co było nieprawdopodobne, Francois. W końcu zdecydowałem zapalić światło, gdyż włącznik był na wysokości mojej dłoni. Musiałem go tylko znaleźć. Po omacku szukałem mojego wybawienia. Mimo, iż trwało to raptem kilka sekund, wydawało mi się, że to wieczność. W końcu udało się, żarówka jasnym światłem oświetliła mój pokój. Teraz wiedziałem, kim jest mężczyzna siedzący z moim biurkiem.
- Kurwa! Anthony, nie poznałeś starego kumpla. - krzyczał.
- Nie no, Francois. Nie rozpoznałem cię w ciemności. Co ty tu robisz? - powiedziałem rozradowany.
Kiedy Francois podbiegł do mnie, wydarzyło się jednak coś strasznie dziwnego. Stary przyjaciel uderzył mnie pięścią w oko. Było to uderzenie dość mocne, gdyż upadłem na ziemię. Kiedy dochodziłem do siebie, Francois zaczął mówić.
- To za to, że przez ciebie mój lokaj, a zarazem prawa ręka w interesach został zabity przez ludzi Jean'a. Sory, że tak mocno, ale należał ci się.
- Jak to kurwa przeze mnie? - zapytałem.
- No przez ciebie. Kiedy uciekałem z domu, Julien, mój lokaj miał ich czymś zająć. Gdy chcieli sprawdzić mój dom strzelił do jednego z nich, a potem oni złapali go i zabili. - tłumaczył. - Rozumiesz już?
- Tak, teraz rozumiem. Za to mogłeś uderzyć mocniej.- odpowiedziałem.
Potem zaczęliśmy rozmawiać przy wódce. Powtarzaliśmy to przez trzy dni. W końcu Francois zdecydował się pójść do przyjaciela jeszcze z czasów studiów. Był to prezes Geronimi. W czasie ich wspólnej rozmowy, prezes ciągle zachwalał moją pracę w klubie. Pytał się, skąd wziął takiego wspaniałego trenera. Francois odpowiadał na to lekkim uśmieszkiem. Po pewnym czasie wyszedłem z biura Geronimiego, by przygotować drużynę do sobotniego meczu.
9.10.2010, 19:30
O meczu, jak i o przeciwniku mojej Bastii nie wiele można było powiedzieć. Graliśmy u siebie ze średniakiem US Luzenac. Wygrana była prawie pewna. Jedynym, co mogło nam przeszkodzić, to plaga kontuzji, gdyż, jak się okazało graliśmy bez 6 podstawowych zawodników. W 7 minucie nasza sytuacja znacznie się jednak pogorszyła , kiedy Desire Periatambee nie dał rady wrócić na boisko. Na szczęście mieliśmy go, kim zastąpić. Wszedł za niego 20 letni środkowy pomocnik Sony Mustivar. W 11 minucie prowadzenie dał nam Diallo. 18 minuta, Suarez kontuzjowany. Za naszego napastnika, musiał wejść prawy obrońca Cioni. W tym momencie mieliśmy 12 zawodników gotowych do gry, a reszta była kontuzjowana. Mecz skończył się praktycznie w 26 minucie, kiedy pięknym strzałem nasz lewy pomocnik, Rocchi pokonał bramkarza Luzenac. Stawał się on powoli naszym specjalistą do pięknych bramek. Od tego momentu oszczędzałem zawodników przed nie potrzebnymi kontuzjami i kartkami, a US Luzenac nie kwapiło się do odrabiania strat.
US Luzenac 0-2 SC BASTIA
0-1 12' Diallo
0-2 26' Rocchi
STATYSTYKI:
Tamtego dnia miał się również odbyć również rutynowy kursik na Sardynię. Nie mogłem na nim być ,więc zastąpił mnie Francois. Do domu wróciłem około 13 w niedzielę,lecz Francois w nim nie było. Nie zwróciłem na to jednak uwagi, gdyż podróż była bardzo długa i męcząca i myślałem tylko o śnie. Został on brutalnie przerwany po 15 minutach, kiedy usłyszałem pukanie. Otworzyłem drzwi, w których ukazał się Claude, jeden z chłopaków, z którymi jeżdżę na Sardynię. Był brudny i posiniaczony, a koszule miał całą poplamioną krwi.
- Był wypadek pod Bonifacio. - zaczął mówić, łamiącym się głosem. - Nikt nie przeżył oprócz mnie. Sam wróciłem autostopem.
- Ale jaki wypadek? Czemu nie dzwoniłeś po karetkę? Może tam ktoś był żywy. - pytałem, jeszcze nie do końca zdając sobie sprawy z tego, co się wydarzyło.
- No bo to nie był do końca wypadek. - odpowiedział. - Włosi nie chcieli nam zapłacić, więc Francois kazał nam do nich strzelać. Zabiliśmy paru, lecz Włochów było znacznie więcej, więc zaczęliśmy uciekać. Na początku jakąś motorówką, a potem naszym autem... Da mi pan wody?
- Nie dam ci wody teraz ! Mów dalej! - krzyknąłem.
- No to potem wsiedliśmy do samochodu i zaczęliśmy uciekać. W końcu nasz kierowca zagapił się i uderzył w nas pociąg. Byłem przytomny, więc uciekłem z wraku, ale nie miałem siły biec i wpadłem w krzaki. Leżałem przytomny, ale bezsilny i słyszałem, jak przyjechali Włosi i zaczęli strzelać do rannych. Potem zemdlałem, a kiedy obudziłem się, resztkami sił złapałem stopa, no i dotarłem do pana.
- A co z Francois?- spytałem ledwo żyjącego chłopaka.
- Nie wiem... W o d y!!!
Położyłem go na kanapie i dałem mu tej cholernej wody. Niedziela była dniem wolnym w klubie, więc mogłem spokojnie się nim zająć. Kiedy obudził się, dopytałem się go jeszcze o parę faktów i zawiozłem do szpitala. Okazało się, że miał złamaną rękę i wstrząśnienie mózgu. Zostawiłem go tam, a sam wróciłem do domu. Otworzyłem lodówkę, kiedy zauważyłem, że na jej drzwiach jakąś karteczkę.
" Przepraszam, że znów muszę cię opuścić, ale dowiedziałem się paru bardzo interesujących faktów. Na Korsyce nie byłem bezpieczny. Mam dla ciebie również pewną informację. Okazało się, że ludzie Jean'a znaleźli twój trop, dlatego miej się na baczności i nikomu nie ufaj. Upewnię cie jeszcze, że nie z twojej winy uciekam z Korsyki. Kiedy cała sprawa się rozwiąże, to powiem ci prawdę" Francois.
Nazajutrz zdecydowałem powiedzieć o wypadku Francois'a prezesowi Bastii. Znał go bardzo dobrze i byłem pewien, że mój przyjaciel chciałby, żeby Geronimi. wiedział o tym, co się stało. Idąc przez klubowe korytarze zastanawiałem się, w jak sposób powiedzieć o wszystkim Geronimiemu. Przy biurku sekretarki nie było nikogo, więc zdecydowałem się pójść od razu do gabinetu najważniejsze osoby w klubie. Na początku przyłożyłem ucho do drzwi, by sprawdzić, czy ktoś był w ogóle w gabinecie. I rzeczywiście ktoś tam był. Usłyszałem dwa głosy. Jeden Pierre'a, a drugi zaciągający po Włosku, jednak nie wiedziałem do kogo należał.
- Czyli chcecie kupić większościowe udziały w klubie? - spytał Geronimi.
- Tak, chcemy kupić, ale wiesz, że Bastia nie może awansować do Ligue 2. - odpowiedział nieznajomy.
- W porządku, da się to załatwić. Główny sponsor jest na Korsyce. Chyba go nawet znasz.
-A kto to? - zapytał Włoch.
- Francois Macoux. - powiedział prezes. - Nie wiem, nawet czy nie robiłeś z nim interesów.
- Aaa, znam - odpowiedział nieznajomy. - A jak z trenerem? twardy gość?
- Nie, raczej nie. Poza tym jest mi winny przysługę, więc będzie mieć okazję ją spełnić. Do końca rundy niech sobie pogra, a potem poinformuję go, że Bastia nie awansuje do Ligue 2. Wy zajmiecie się Macoux'em. Zapomniałem o jednym. Wciąż będę prezesem klubu. - stwierdził.
- No to, raczej oczywiste. Robienie z tobą biznesu to dla mnie przyjemność, ale muszę już iść.
Szybko odszedłem od drzwi i poszedłem na trening, na którym byłem kompletnie nie obecny. Znów wszystko się pogorszyło - myślałem. Wychodziłem już na prostą, kiedy przez 1 dzień, wszystko diametralnie się zmieniło. Na 99% Francois nie żyje, a na dodatek przybył mi kolejny wróg- Geronimi. Wiedziałem, że w wojnie z nim i z jego koleżkami z Włoch nie będę miał większych szans. Dlatego zdecydowałem, że nie będę z nim walczyć i skupię się wyłącznie na futbolu.
12.10.2010, 20:00
Graliśmy u siebie z zespołem, który powinniśmy pokonać na luzie. Jednak wobec licznych kontuzji, mecz mógł zakończyć się w najróżniejszy sposób. Do zespołu po meczu przerwy za kartki wrócił nasz najlepszy strzelec, El Azzouzi. To właśnie na niego liczyłem najbardziej. Pierwszą połowę w naszym wykonaniu można zaliczyć do udanych. Niestety przewaga Bastii nie została udokumentowana żadnymi bramkami. Druga połowa zaczęła się bardzo udanie, gdyż w 50 minucie wyleciał jeden z zawodników przeciwnej drużyny. Nacieraliśmy na bramkę Beauvais Oise, jednak na próżno, ale do czasu, gdyż w 67 minucie gola zdobywa Barthelemy. Potem czekaliśmy już tylko na końcowy gwizdek.
SC BASTIA 1-0 AS Beauvais Oise
1-0 67' Barthelemy
STATYSTYKI:
23.10.2010, 17:00
11 dni, między meczami był wyjątkowo spokojny. Mogłem skupić się na pracy w klubie, a w szczególności treningach. Moi piłkarza w tygodniu poprzedzającym spotkanie z Paris FC spisywali się wyjątkowo dobrze, dlatego zdecydowałem, byśmy pojechali na mecz już w czwartek, by chłopcy mieli czas wypocząć i zwiedzić Paryż. Jak się okazało był to zły pomysł, gdyż przez dwa dni piłkarze balowali i na mecz z bardzo trudnym rywalem nie byli należycie przygotowani. Przez pierwsze minuty sprawialiśmy wrażenie lepszej drużyny, ale z czasem to Paryżanie zaczęli dochodzić do głosu. W 31 minucie zdobyli pierwszego gola. Bramka ta rozwścieczyła moich zawodników, którzy wreszcie zaczęli grać. Niestety po kontrze w 33 minucie Bartheleme zdobył drugiego gola dla Paris FC. Gra została opanowana, a my pogodziliśmy się z porażka w tym meczu. Mimo przegranie nie było jednak większego zmartwienia, gdyż nasza sytuacja wyglądała dość dobrze, bo zajmowaliśmy 2 miejsce w tabeli z paro punktową przewagą nad 4 miejscem.
PARIS FC 2-0 SC Bastia
1-0 31' Grondin
2-0 33' Barthelme
STATYSTYKI:
6.11.2010, 18:00
Do Bastii miała przyjechać drużyna z miasta, które jest stosunkowo niedaleko Korsyki. Drużyna może i przyjechała, ale na boisko już nie wyszła. W meczu graliśmy, jak chcieliśmy. Gra podaniami? Ok. Gra długimi piłkami? Ok. Gra skrzydłami? Ok. EFC Frejus Saint-Raphael nie było dla nas żadnym przeciwnikiem. W 20 minucie Diallo po sporym farcie strzelił do bramki i na tym niestety koniec, ponieważ nic nie wchodziło do bramki gości. W sumie strzelaliśmy 24 razy na bramkę rywali z tego 7 było celnych. Dla porównania Saint-Raphael ani razu nie strzeliło celnie! Mimo iż wynik nie oddawał naszej przewagi, to uważam, że był to najłatwiejszy mecz w sezonie.
SC BASTIA 1-0 EFCFSR
1-0 20' Diallo
STATYSTYKI:
TABELA:
Mniej więcej od połowy września, kiedy wracam z meczów u siebie na dworze jest już ciemno. Tamtego wieczoru nie było inaczej. Szedłem spokojnym krokiem w jesienny wieczór. W okolicach swojego domu czułem na sobie czyjś wzrok. Odwróciłem się pierwszy raz i... nic, drugi... znowu nic, trzeci też. Przyśpieszyłem jednak krok. Idąc w myślach układałem zasadzkę złapania człowieka, który mnie śledzi. Skręciłem w lewo, zacząłem biec, a potem schowałem się w krzakach. Na ulicy było pusto. Po chwili zobaczyłem mężczyznę, który rozgląda się po ulicy i zaczyna biec. Był w niemodnym kapeluszu i długim płaszczu, który uniemożliwiał mu szybki bieg. Nie wiedziałem, czy to on mnie śledził, ale zdecydowałem, że właśnie on nim był. Szedł tuż przy moich nogach, kiedy na niego skoczyłem. Był kompletnie zaskoczony, toteż miałem na starcie lekko przewagę. Przewróciłem go, ale nie dawał za wygraną. Szamotaliśmy się na ziemi, ale w pewnym momencie, tak wywinął się, że znalazłem się w przegranej sytuacji. Teraz, to on okładał mnie pięściami i walił głową w chodnik. Broniłem się, ale szybko straciłem siłę. On oklepywał mnie po twarzy, a ja czułem, że powoli odpływam. Nagle mężczyzna bez życia upadł na mnie. Nie wiedziałem, co się stało.
- Cześć Benoit.
- Witaj. - odpowiedziałem. - Skąd wiedziałeś, że mam kłopoty?
- Wiesz przecież, że jesteśmy prawie sąsiadami. - powiedział Reginald, mój asystent. - Wracałem do domu, no i zobaczyłem twoją charakterystyczną fryzurę, więc pomogłem. Z kim się biłeś?
- W sumie, to jeszcze nie wiem. - odpowiedziałem. - Facet za mną szedł, więc chciałem sprawdzić, kto to, ale sprawy wymknęły się spod kontroli.
Odwróciliśmy go twarzą do nas i, to kogo zobaczyłem mnie zamurowało. Zobaczyłem twarz mężczyzny, który był na każdym mecz SC Bastii u siebie i większości na wyjeździe. Widywałem go bardzo często w okolicy mojego domu. Dopiero wtedy skojarzyłem fakty.
-On mnie śledził... - pomyślałem. Nie wiedziałem, jednak po co. Byłem jednak pewien, że to bardzo niebezpieczna osoba. Wraz z Reginaldem zdecydowaliśmy uwięzić u go mnie w piwnicy, a kiedy się ocknie, zadać parę pytań. Związaliśmy go i czekaliśmy się dopóki się nie obudzi. Było nad ranem, kiedy mężczyzna ocknął się. Na początku grzecznie zadawałem pytania o interesujące mnie fakty, lecz on nie mówił nic. Próbowałem podstępu, który zdał się na nic. W końcu zdecydowałem się na ostateczny krok. Tortury. Wykonywałem je, jeszcze w czasach mojego gangsterskiego życia. Kazałem wyjść Reginaldowi, a sam zacząłem go bić. Niestety dla niego, ciągle siedział cicho. Biłem w taki sposób, żeby nie zemdlał, a żeby go bardzo bolało. Potem zadawałem pytanie. Nie mówił nic. Biłem go i pytałem jeszcze kilka razy dopóki nie zemdlał. W końcu musiałem, jednak iść do pracy. Kiedy wróciłem o 15, nikogo nie było w piwnicy, a w mieszkaniu panował ogromny bałagan. Najwyraźniej nieznany mężczyzna chciał czegoś znaleźć, nie wiem niestety czego szukał...
P.S Prosiłbym o komentarze na temat mojego tekstu, bo nadal nie jestem pewny, czy moje manifesty podobają się czytelnikom, a to dla was je pisze.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Aerobik - męska rzecz? |
---|
Trening aerobiczny jest ważny, kiedy zależy nam na doskonaleniu dynamiki piłkarzy. Rozwija umiejętności takie jak Zwinność, Przyspieszenie, Szybkość. Przydaje się szczególnie przy szkoleniu skrzydłowych i obrońców. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ