Liga robiła sobie na chwilę przerwę. Teraz swoje pięć minut miał mieć Puchar Ligi – Coupe de la Ligue. Najszybsza droga do tego, żeby klub z Francji zagrał w europejskich pucharach. Wystarczyło zagrać pięć spotkań na pełnych obrotach i przepustka do Ligi Europy gwarantowana. W trzeciej rundzie los sprawił, że Tuluza miała spotkać się na Stadium Municipal z
Ajaccio. Piłkarze oraz trenerzy obu drużyn mieli okazję się już poznać, gdyż jak dobrze pamiętamy Callet zadebiutował właśnie przeciwko ekipie z Korsyki. Niestety dla widowiska i dla Tuluzy, mecz z Ajaccio rozgrywany był zaledwie trzy dni po wyczerpującym zwycięstwie nad Paris Saint-Germain. Jednak w obozie gospodarzy nikt nie narzekał na zmęczenie, nieważne kogo się spytało. Wszyscy wciąż żyli meczem z drużyną ze stolicy kraju i wręcz rwali się do gry. Adrenalina i endorfiny tłumiły ewentualne zakwasy i naciągnięcia, a mimo to sztab medyczny miał pełne ręce roboty. Przygotowanie fizyczne na początku sezonu może stanowić problemy, zwłaszcza regeneracja w 48 godzin. Misja: odnowa zakończyła się sukcesem i poza kontuzjowanymi
Fofaną i
Riviere’em oraz zawieszonym
Congre wszyscy byli gotowi do gry. Skład na Ajaccio prezentował się następująco:
Riou – Aurier, Demba, Abdennour, M’Bengue – Kouakou, Sissoko, Capoue – Muhammad, Soukouna, Dabase. Rezerwowi: Ahamada, Tabanou, Sirieix, Bulut, Ninkov, Machado, Braaten.
Mecz od początku przebiegał pod dyktando gospodarzy, jednak drużyna prowadzona przez Calleta miała problemy ze skutecznością. Trójka napastników miała swoje szanse, od czasu do czasu uderzeniem z dystansu bramce gości zagrażał duet
Capoue –
Sissoko, ale wszystkie strzały były albo niecelne albo wyłapywane przez bramkarza przyjezdnych. Kolejne minuty mijały, a ponad 25 tysięcy kibiców wciąż nie widziało piłki w siatce. Wprowadzony w 75 minucie Daniel
Braaten miał dwie znakomite szanse na danie Tuluzie prowadzenia, ale obie próby zostały zatrzymane przez słupki postawione jakby na złość. Wkrótce okazało się, że te dwie okazje mogły być na wagę złota, bo na dziesięć minut przed końcem spotkania za brutalny faul z boiska wyleciał Serge
Aurier. Natychmiast plac gry musiał opuścić też Ahmed
Soukouna, a dziurę na prawej obronie załatał Pavle
Ninkov. Z racji tego, że Tuluza musiała uważać grając w dziesiątkę, a Ajaccio bało się kontrataków gospodarzy, doszło do dogrywki. Dopiero tam, 120 sekund po gwizdku rozpoczynającym tę fazę spotkania, piłkę z rzutu rożnego dośrodkował
Sissoko, a eksplozję radości na trybunach spowodowało uderzenie Aymena
Abdennoura. Ajaccio mając przewagę jednego zawodnika próbowało rzucić do ataku więcej sił, ale umiejętne przetrzymywanie piłki przez graczy Calleta powodowało tylko frustrację przyjezdnych i w konsekwencji kilka żółtych kartek, a także czerwony kartonik obejrzany przez Steeda
Malbranque’a w 120 minucie. Tuluza po ostatnim gwizdku była o cztery mecze od Europy.
Po meczu szybko zebrała się komisja
hien dyscyplinarna. Werdykt bardzo prosty. Serge
Aurier nie tylko został uznany boiskowym bandytą i skazany na jeden mecz na trybunach, ale także w ramach prewencji gracz z Wybrzeża Kości Słoniowej miał nie zagrać w dwóch kolejnych spotkaniach, co razem daje
trzymeczowe zawieszenie. Szybki rzut oka na terminarz i wiadomo było, że ominą go pojedynki z Caen, Bordeaux i St. Etienne.
Dziesięć dni minęło między meczem pucharowym a ligowym. Przerwa spowodowana sprawdzianami reprezentacyjnymi (Francja przegrała 0-1 z Rumunią, za co posadą zapłacił Laurent
Blanc) była idealna na odbudowanie sił i przygotowanie się do meczu z Caen. Spotkania na szczycie, jak nazywali je dziennikarze. Mecz pierwszej drużyny z czwartą był awizowany jako wyrównany pojedynek i odnotowano najwięcej zakładów na remis. Pierwsza strata punktów nie była jednak celem Tuluzy, a możliwe wypadnięcie z pierwszej piątki to na pewno ostatnia rzecz o jakiej myśleli gospodarze tego spotkania. W związku z tym zarówno Callet, jak i Franck
Dumas wystawili najsilniejsze jedenastki. Skład gości prezentował się następująco:
Riou – Ninkov, Congre, Abdennour, M’Bengue – Machado, Kouakou, Capoue – Braaten, Umut Bulut, Muhammad. Rezerwowi: Ahamada, Demba, Firmin, Tabanou, Didot, Soukouna, Dabase.
Mecz zaczął się od otwartej walki pod obiema bramkami. Żadna z drużyn nie trzymała gardy na początku spotkania i efektem tej postawy linii defensywnych obu zespołów był najpierw słupek Frederica
Bulota w 5 minucie meczu, a 60 sekund później niezwykle groźny strzał
Braatena, wyłapany przez
Thebaux. Po tym, jak pierwsze ciosy nie trafiły do siatki, zarządzono chwilę odpoczynku, przerwaną jedynie strzałem Kouakou, który prawie otarł się o lewy słupek bramki gospodarzy. Caen notorycznie zagrażało Tuluzie dośrodkowaniami z rzutów rożnych, a naczelnym główkującym przy kornerach był Gregory
Leca. Na szczęście żaden strzał nie znalazł się bliżej niż 4 metry od górnej strony poprzeczki. W 38 minucie połowa stadionu znajdująca się koło bramki Thebaux eksplodowała, podczas gdy ta bliżej bramki Riou zaczęła gwizdać. Powodem tak mieszanej reakcji był nieznany gol
Traore, który w momencie podania był na spalonym. Trzy minuty później role na trybunach się odwróciły – tym razem jak najbardziej prawidłowego gola strzelił Aymen
Abdennour i na przerwę Tuluza schodziła z prowadzeniem. Po przerwie Gambo
Muhammad miał szansę na podwyższenie wyniku, ale zmarnował najbardziej dogodną sytuację w tym spotkaniu. Warto odnotować także pół godziny gry Etienne’a
Didot, który powrócił po kontuzji. Sielanka
Riou nie trwała wiecznie i po błędzie w kryciu
M’Bengue w 67 minucie Romain
Hamouma wyrównał stan spotkania. Pięć minut później mogło być 2-1 dla Caen, ale po dośrodkowaniu na krótki słupek strzał
Bulota zablokował Riou. Po 72 minucie nic już się nie wydarzyło i przewidywania ekspertów okazały się trafne. Stade Caen – Toulouse FC 1-1.
Zgodnie z ustaleniami zarządu Callet musiał zameldować się na konferencji prasowej.
- Dobry wieczór, od razu przejdźmy do pytań. Słucham.
- Remis z Caen przy wygranej Marsylii spycha was na drugie miejsce. Będziecie w stanie szybko się zrewanżować?
- Nie rozumiem pytania. Przecież wciąż jesteśmy na pierwszym miejscu, przegrywamy tylko bilansem bramek. Nie mamy się za co rewanżować. Mówiłem to zresztą przed meczem z PSG, tu każdy może pokonać każdego.
- Jak zareagował pan na główkę Gambo Muhammada, po której mogło być dwa do zera i praktycznie pozamiatane?
- Powinien to trafić. Nie był na spalonym, dostał znakomite podanie, wszystko wyglądało tak, jakby zaraz miał pobiec w kierunku narożnika i cieszyć się pierwszym golem w barwach TFC. Niestety, nic takiego nie miało miejsca.
- Czy porozmawiał pan już z Cheikiem M'Bengue na temat jego błędu w kryciu?
- Tak, to był pierwszy temat poruszony w szatni po ogólnej ocenie meczu. Cheik wie, że zawalił w kryciu i na pewno będzie pracował nad ustawianiem się, żeby przy kolejnej sytuacji wybić piłkę, zamiast wyjmować ją z bramki. Nic wielkiego się nie stało, nie ma trzęsienia ziemi. Jeden punkt lepszy od zerowego dorobku.
- Podobno pańskie nazwisko zostało wymienione w kontekście objęcia posady selekcjonera Francji, proszę się odnieść do tych doniesień.
- Tak, to prawda, na dniach obejmę stanowisko selekcjonera. Potem wypiję kieliszek wina i wyłączę Football Managera. Zejdźmy na ziemię. Ja osobiście postawiłem swoje pieniądze na kandydaturę Arsene'a Wengera i państwu radzę to samo.
***
Tabela po 5 kolejkach Ligue Une wyglądała tak:
Drużyna |
Rozegrane mecze |
Zwycięstwa |
Remisy |
Porażki |
Pkt. |
Olympique Marsylia |
5 |
4 |
1 |
0 |
13 |
Toulouse FC |
5 |
4 |
1 |
0 |
13 |
LOSC Lille |
5 |
4 |
0 |
1 |
12 |
Olympique Lyon |
5 |
3 |
1 |
1 |
10 |
Stade Caen |
5 |
3 |
1 |
1 |
10 |
Z notatnika statystyka:
Wyścig po króla strzelców: Loic
Remy => 6 goli, Kevin
Gameiro => 5 goli, Lisandro
Lopez, Pierre-Alain
Frau, Dennis
Oliech, Joel
Campbell => 4 gole
Wyścig po tytuł najlepszego asystenta: Benoit
Pedretti, Salim
Arrache, Andre
Ayew i Frederic
Bulot => 4 asysty
Najlepsza średnia ocen: Andre
Ayew => 8.14, Loic
Remy => 7.96, Jordan
Ayew => 7.94
Najwięcej bramek strzelonych:
Marsylia => 15,
Caen,
Bordeaux,
Lille i
Lyon => 12,
TFC => 10
Najmniej bramek straconych:
TFC => 1,
Marsylia => 3,
Lille,
Ajaccio => 4
***
Selekcjonerem rzeczywiście został Arsene Wenger, a jego następcą w Arsenalu Louis Van Gaal.
Bordeaux po pięciu spotkaniach znajdowało się na ósmym miejscu. W ofensywie spisywali się bez zarzutu, gorzej wyglądało ich podejście do obrony w kluczowych momentach, stąd remis i dwie porażki oraz dwa zwycięstwa do kompletu. Z pewnością brakowało im także zimnej krwi, gdyż byli w czołówce najczęściej karanych kartkami zespołów. Spotkanie między Tuluzą i Bordeaux ustalałoby na jakiś czas hierarchię na południowym zachodzie Francji. Nic dziwnego, że Callet potraktował to spotkanie bardzo poważnie i wystawił niezwykle mocny skład.
Riou – Ninkov, Congre, Abdennour, M’Bengue – Capoue, Sissoko, Machado – Braaten, Riviere, Umut Bulut. Rezerwowi: Ahamada, Demba, Fofana, Tabanou, Nafiu Iddrisu, Soukouna, Muhammad.
Szansę debiutu wreszcie dostał powracający po kontuzji Riviere i wielu ekspertów uważało, że to on będzie jednym z bohaterów tego meczu. Samo spotkanie stało jednak na niskim poziomie. Jedynym godnym odnotowania momentem była ładna akcja na lewym skrzydle rozegrana w 20 minucie w trójkącie Bulut - M'Bengue - Sissoko. Turek podholował piłkę do linii pola karnego, oddał do lewego obrońcy TFC, a ten pięknym prostopadłym podaniem znalazł Sissoko. Francuz tylko dopełnił formalności. Po tej akcji mecz zamienił się w regularną walkę w środkowej strefie boiska, od czasu do czasu przerywaną strzałami. Bramek jednak więcej nie padło i Tuluza szybko wróciła na zwycięskie tory. TFC 1-0 Bordeaux.
***
Tabela po 6 seriach spotkań:
Drużyna |
Rozegrane mecze |
Zwycięstwa |
Remisy |
Porażki |
Pkt. |
Toulouse FC |
6 |
5 |
1 |
0 |
16 |
Olympique Marsylia |
6 |
4 |
1 |
1 |
13 |
Olympique Lyon |
6 |
4 |
1 |
1 |
13 |
LOSC Lille |
6 |
4 |
1 |
1 |
13 |
AJ Auxerre |
6 |
3 |
2 |
1 |
11 |