Manifesty użytkownika przemkoo przeczytało już 77338 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Rozdział 1 - Żyć nie umierać
Grecja. Raj dla bogatych, piekło dla bogatych inaczej. Zaliczając się do tej pierwszej grupy można spędzić tu fantastyczne wakacje. Nie ma to jak ciepełko grzejące w tyłek, mnóstwo dziewczyn w stanikach i kelner przynoszący zimne napoje wysokoprocentowe. Raz na jakiś czas zejście z hotelowego leżaka i wejście do basenu, względnie do klimatyzowanej hali pograć trochę w piłkę. Żyć, nie umierać.
Takie beztroskie myśli całkowicie rozbrajały mnie od środka, gdy leżałem w łóżku. Humor poprawiał mi także myśl, że moje wakacje potrwają jeszcze ponad tydzień i myśl, że od tej naszej ''pięknej'' Polski znajduję się bardzo daleko. Zadzwoniłem do moich dwóch kompanów będących ze mną w tym uroczym miejscu: Krzyśka Stanowskiego, dziennikarza i Mateusza Romuńskiego, mojego dawnego kolegi z klasy, obecnie biznesmana. Umówiliśmy się na śniadanie o 11, a ja zająłem się sobą. Czas doprowadzić się do porządku. Kiedy skończyłem staranni targać włosy, zadzwonił hotelowy.
- O co chodzi? - spytałem po angielsku.
- Dobra, przestań szpanować, też tak umiem - rozległ się głos Mateusza - Wpadnij zaraz do mnie, fajny meczu leci w telewizji. Sparing Bayern Monachium - Legia Warszawa.
- Dobra, zaraz będę, chociaż nie ukrywam, że oglądanie Legii delikatnie mówiąc nie należy do wielkich przyjemności - westchnąłem. A to miał być odpoczynek od piłki, pracy i wszystkiego co dzieje się w moim życiu. Do Matiego miałem dosłownie parę kroków.
Pierwsze wejście do jego pokoju nie należało do uczuć, jakie chciałoby się przeżywać raz po raz. Moje nozdrza zaatakował zapach spoconych ubrań i alkoholu. Nie wyglądało jednak na to, że Mateusz z uwagą wpatruje się w ekran telewizora. Leżał jeszcze w łóżku, a na kolanach miał rozłożoną - o dziwo - polską gazetę. Z daleko zdążyłem zobaczyć tytuł ''Kto trenerem?''.
- Hej - zawołałem z uśmiechem - wiesz może co znaczy mycie się, albo leczenie kaca?
Spojrzał na mnie wzrokiem świadczącym o lekko przytłumionej inteligencji, lub po prostu zadziałała mieszanka mocnych drinków i braku snu. Wskazał na gazetę. Szybko ją pochwyciłem i zacząłem czytać.
- No i co? - zapytał mnie kolega
- Pstro - odpowiedziałem błyskotliwie - Szczerze mówiąc nie ma w tym nic czego bym do tej pory nie wiedział. Piszą, że jestem jednym z kandydatów, ale do wiem, od czasu gdy odszedł wcześniejszy trener. Jest też, że Prezes nie podjął jeszcze decyzji.
- Dobra, na razie włączmy ten mecz. - podjął Mati.
Prawdę mówiąc, większych nudów nie widziałem. Jeśli Legia będzie tak grała to przynajmniej zwycięstwo z jedną drużyną mamy w kieszeni. Niby grała z Bayernem, ale Niemcy już w poprzednim sezonie grali jak Harlem Globtrotters. Chodząca (a raczej słaniająca się) hańba futbolu.
Idąc na śniadanie zobaczyliśmy siedzącego już przy stole i zajadającego naleśniki Krzyśka. Był tak był pochłonięty jedzeniem, że nie zauważył momentu kiedy do stołu przyszły dwie nowe osoby.
- Ej, żarłoku! - zawołał Mateusz. Krzysiek spojrzał w górę i omal nie dostał zawału serca.
- Jasna cholera, może dalibyście znać, że idziecie, co? Można przez was kurwicy dostać. Widzieliście mecz? Ja się oburzałem, że kibice tak nie lubią Urbana... Za poziom takiego meczu powinni wieszać piłkarzy i trenerów. - rozgadał się - Czytałeś gazetę Mateusza?
Nie ma to jak piękny i długo monolog. Właściwie odpowiedzi na jego pytania można zapisywać sobie na kartce, bo nie ma mowy, żeby wszystko zapamiętać. Na szczęście Mateusza podjął rękawice i rozpoczęła się wspólna dyskusja o duperelach. Siłą rzeczy, kiedy zamknięto bufet nas także wyrzucono, więc umówiliśmy się, że wyjdziemy na miasto.
Idąc ulicą Aten spotkaliśmy charakterystyczną postać, znaną w całej futbolowej Polsce. Nie uwierzyłem w mojego pecha, to bardziej wyglądało na jakąś komedię, w której człowiek nie chce, ale pechowe wydarzenia sprawiają, że nią ma wyjścia. Mianowicie spotkaliśmy legendę Wisły Kraków, Marcina Baszczyńskiego. Pierwszy nas poznał i zagadał.
- Cześć, chłopaki! - wyszczerzył się - To moja żona Agnieszka i syn Maksym. Co w tu robicie? Trener, dziennikarz i... - spojrzał pytająco na Mateusza.
- Jestem biznesmenem - odpowiedział - Zajmuję się wystrojem wnętrz oraz eksportuję szmal.
Marcin uśmiechnął się szeroko. Przejąłem inicjatywę.
- Co tu robisz? - zapytałem.
- Przecież gram teraz dla Atromitosu, a że wakacje w Grecji to nie jest najgorszy koszmar, więc przenieśliśmy się tutaj trochę wcześniej.
Potem zaczęliśmy gadać o polskiej lidze, jego rehabilitacji i ogólnie o dupie Maryni. W końcu Marcin powiedział, że idą na rodzinny obiad i poszedł dalej z rodziną. Skoro jesteśmy na wakacjach to trzeba wydać trochę kasy. Kupiliśmy we trójkę koszulki FC Barcelony: ja Messiego, Krzysiek Iniesty, a Mati Dani Alvesa. Żyć, nie umierać...
*
Dziewięć dni później
''Cholera. Znowu powrót do domu, znowu praca z jakimś przymulonym, starym piernikiem udającym trenera. Chyba, że ja będę trenerem...'' - moje myśli nie były już takie optymistyczne. Jako, że samolot mieliśmy wcześnie nie miałem za wiele czasu na użalanie się nad sobą. Pierwsza chwila otrzeźwienia nastąpiła, gdy zobaczyłem nasz samolot. Wyglądał jakby go zaprojektował sam Leonardo da Vinci. Krzysiek również podzielał moje zdanie.
- Nie dość, że kurdupel to jeszcze jeden z gatunków, które częściej startują niż lądują. - stwierdził z nutką rozbawienia.
Na szczęście podróż minęła w miarę bezboleśnie - wyłączając z tego bagaż który spadł mi na głowę. Ponieważ wylądowaliśmy na Okęciu o 6:45 miałem jeszcze mnóstwo czasu na powrót do siebie. Krzysiek zaprosił mnie i Matiego do domu. Jak zwykle chłopcy nie wlewali w kołnierz, jednak zabłysnąłem odpowiedzialnością i urwałem się po godzinie. Kiedy wsiadałem do samochodu zadzwonił telefon. Prezes. Kurwa!
- Dzień dobry panie Prezesie, mówi Łukasz Porada - wazeliny nigdy nie za wiele, zwłaszcza przed szefem - Coś się stało?
- Ucisz się na 10 minut i słuchaj. Pracujesz w klubie wiele lat. Najpierw jako instruktor młodych piłkarzy, potem jako asystent. Chciałbym żebyś wiedział, że jesteś jednym z kandydatów na naszego trenera. Za dwa dni, 28 maja jest zebranie zarządu, na którym musisz być.
Zamurowało mnie. Ja trenerem tak znanego klubu? Powaliło go?
- Dlaczego? - nie ma to jak krótkie, ale zwięzłe pytanie.
- Jest wiele powodów. Nie będziesz tak drogi w utrzymaniu jak byłby na przykład Henryk Kasperczak - ''Ehhmmm, jesteś pewny?!'' - Jesteś młody, masz tylko trzydzieści lat. Kibice bardzo cię lubią, zwłaszcza po tym hmmm ekscesie.
A no tak. Prezes wyjechał mi z zaletą, za którą jeszcze pół roku temu mnie ochrzaniał. Mianowicie powiedziałem, że z taką grą to większość zawodników może iść albo na podwórko albo do domu na kolanka do matki, a jak symuluje kontuzję to niech idzie do kibla, a nuż przejdzie. Niby nic wielkiego, ale Prezes nie był szczęśliwy jak zaczeli mówić tak kibice na trybunach.
- Nie zapominamy także o twoich - do tej pory wydawało nam się - sporym zdolnością trenerskim i motywacyjnym. Prowadziłeś zespół Młodej Ekstraklasy i od razu zespół wygrał wszystkie pięć meczy, kiedy prowadziłeś zespół. Gadałem także z facetem od marketingu i uważa, że czynnik nowego, bardzo młodego, przystojnego i zdolnego trenera przysporzy klubowi większe zainteresowanie.
Słyszał kiedyś ktoś, żeby szef aż tak chwalił podwładnego? Jeśli już to po tym jak szef oszalał, lub w kreskówkach. Postanowiłem wykorzystać sytuację,
- Ile mam zarabiać?
Prezes wyjechał z ciętą ripostą.
- Kto ci powiedział, że będziesz trenerem? - Oooo nareszcie coś w stylu szefa, gratulacje! - Muszę już kończyć, do zobaczenia młody.
Nie ma wyjścia, trzeba wracać. Miałem kawałek drogi do przebycia, nawet moja stara, poczciwa bryka nie przeskoczy pół Polski, z Warszawy do Poznania.
*
Czas mijał, mijał i mijał, a ja wciąż na uroczych, polskich drogach. Widziałem z cztery wypadki, byłem głodny, zły i brudny. A zostało jeszcze 47 kilometrów...
Buuuum! Trach, bum!
- Kur** jego mać!!!! Ty pier*** ch***!!! Patrz jak jeździsz!!! - wrzeszczałem ze złości, nie mogąc sie opanować. Spojrzałem na mój samochód, a raczej na to co z niego zostało. Cały tył był zniszczony, a z prawej strony drzwi były kompletnie zniszczone.
- O Boże!! - załkał nieszczęsny facet - Bardzo, pana przepraszam nie zauważyłem jak pan wyjeżdżał, zasłonił mi widok ten krzak. Jak mogę to wynagrodzić?
Nie mogłem powstrzymać irytacji. Obaj mieliśmy mnóstwo szczęścia, że nic sie nie stało, a ten mi mówi jak może to wynagrodzić?
- Wyrównasz koszty i będziemy mogli porozmawiać. Przecież ten samochód albo będzie mnie kosztował parę tysięcy albo pójdzie na złom.
Nie miałem już ochoty słuchać tego jego słodkiego pierdzenia. Najwyraźniej nie dane jest mi odpocząć w domu. Potrzebowałem parę chwil żeby się opanować i pomyśleć. Zadzwoniłem na policję - mimo sprzeciwu kolegi, który spowodował wypadek - i do Andrzeja Juskowiaka, czy nie mógłby po mnie przyjechać. Józek nie miał nic przeciwko, przyjechał po 30 minutach. W tym czasie policja dowiedziała się, czego sie miała dowiedzieć, spisała numer telefonu i pojechała w czarną cholerę.
- Co się stało? - zapytał Józek, kiedy wsiadłem do samochodu.
- Na razie mnie nie wkurzaj - odpowiedziałem kwaśno i ruszyliśmy...
*
Jeśli dotarłeś aż tutaj to zakładam, że masz już jakieś pojęcie o tym manifeście. Jako że piszę taki manifest pierwszy raz proszę o opinie, podpowiedzi.
Strona
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Powołania dla ogranych! |
---|
Jeżeli jesteś selekcjonerem reprezentacji, zwracaj uwagę na procentową wartość ogrania zawodnika. Znajdziesz ją w ekranie taktyki przy wyborze składu. Wystawiając do gry piłkarza o niskiej wartości tego współczynnika, sporo ryzykujesz - może nie znajdować się w odpowiednim rytmie meczowym. |