Informacje o blogu

Best of The Best

SC Bastia

Championnat National

Francja, 2010/2011

Ten manifest użytkownika Enzo przeczytało już 915 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Listopad. W mojej opinii i pewnie nie tylko mojej to zdecydowanie najgorszy miesiąc w roku. To w nim zazwyczaj zaczyna padać śnieg, ale nie chodzi mi o taki rodzaj śniegu, który kiedy spadnie na ziemię pięknie ją przystraja i jest niczym biały puch. Chodzi mi o taki rodzaj, który najczęściej pada w parze z deszczem, a kiedy łączą się one w jedność, tworzą na ziemi obrzydliwą breję, zwaną błotem. W listopadzie najczęściej temperatura zaczyna spadać poniżej zera i w jednej chwili musimy przestawić się ze "złotej" jesieni w coś, co ciężko jest  jednoznacznie określić. Jest to taka przerwa między jesienią, a zimą. By jeszcze bardziej pogrążyć ten okropny listopad należy wspomnieć o tym, że to właśnie wtedy drzewa kompletnie "łysieją" i widok ich gołych gałęzi bardziej przeraża, niż napawa optymizmem. Te wszystkie niesprzyjające ludzkiej naturze warunki powodują, że właśnie w 11 miesiącu w roku wszyscy stajemy się smutniejsi, ospalsi i bardziej skłonni do depresji. Kiedy w końcu po roku pełnym wrażeń i przygód nastąpił listopad czekałem już tylko na tą depresję, niczym skazaniec na śmierć. Czekałem, czekałem i jeszcze raz czekałem, aż w końcu listopad, tak jak szybko przyszedł, tak szybko odszedł, a depresji, a ni widu, a ni słychu. 1 grudnia mogłem z dumą ogłosić, że depresji nie było. Zastanawiałem się, dlaczego ten okropny stan nie dosięgnął mnie w tym roku i doszedłem do prostego wniosku. Po prostu okazało się, że przerwa jesienno-zimowa na Korsyce wygląda zupełnie inaczej, niż w miejscach, w których dotąd mieszkałem. Temperatura wahała się pomiędzy 10 a 13 stopni. Czasem powiał lekki, przyjemny wietrzyk, a deszcz padał sporadycznie. Takie warunki pasowały mi w 100%, ale jak się okazało nie tylko mi. Wyraźnie odżyli również moi piłkarze. Treningi wyglądały zupełnie inaczej, głównie ze względu na ich intensywność i zaangażowanie moich chłopków. Gołym okiem można było dostrzec, że warunki panujące wtedy na Korsyce bardzo im pasowało. Wreszcie podczas południowych treningów nogi i nie plątały się z powodu wykańczającego upału, a i ich głowy, przez które, co chwilę przelatywał lekki wietrzyk, podejmowały lepsze i szybsze decyzje. Pozwoliło mi to na to, że wreszcie treningi mogły trwać dłużej i nie musiały być ciągle przerywane przez przerwy na odpoczynek z dala od słońca. Skutkiem tego było to, że wreszcie mogłem wdrażać nowe sposoby na rozwiązanie poszczególnych boiskowych sytuacji. Znacznie popracowaliśmy nad stałymi fragmentami gry, ponieważ była to nasza największa bolączka na ten moment rozgrywek. To właśnie po nich traciliśmy większość goli, a strzelonych po rożnych, wolnych, czy karnych mogliśmy policzyć na palcach jednej ręki. Warto również wspomnieć o doskonałej atmosferze, która panowała w zespole, mimo ciągle powiększającej się straty do lidera. Wszystkie te pozytywy pozwoliły mi, choć na chwilę zapomnieć o problemach, które z całą pewnością nie omijały mojej skromnej osoby. Tak, jak wcześniej już wspomniałem listopadowe dni mijały nadspodziewanie szybko, więc nim się obejrzałem przyszedł dzień drugiego listopadowego meczu (pierwszy został przeniesiony do poprzedniej części).


9.11.2010  20:00

Jechaliśmy na mecz do Niortu, czyli miasta położonego tysiące kilometrów od Bastii. Szykowała się bardzo długa, kilkunastogodzinna, podróż. Te ciągłe wyprawy dość w mocny sposób wpływały na formę moich piłkarzy, dlatego, co do samego meczu miałem spore obawy. Graliśmy przecież z przeciwnikiem nie byle jakimi, gdyż Chamois było tuż za naszymi plecami. Gdyby udało nam się wygrać odskoczylibyśmy reszcie stawki i do przegonienia zostałby nam już wtedy sam lider z Guingamp. Jeśli korzyści ze zwycięstwa były ogromne, tak ewentualna porażka oznaczałaby, że Niort mógł nas nawet wyprzedzić. Z początku gra była wyrównana, co pokazała, jak nie wiele dzieli obie drużyny, jeśli chodzi o poziom ich gry. Z czasem to moja Bastia zaczęła przeważać. Od około 30 minuty do końca I połowy Niort praktycznie nie istniał. W tym okresie gry stworzyliśmy wiele, naprawdę wiele 100% sytuacji, ale żadna z nich nie została wykonana, toteż w przerwie meczu wynik brzmiał 0:0. Na II część spotkania wychodziłem pełen optymizmu, niestety mój humor już w 50 minucie zepsuł Luigi Glombard, który strzelił bramkę na 1:0 dla Chamois. Na szczęście po straconej bramce Bastia zareagowała pozytywnie i zaczęła atakować. Przyniosło to korzyść, gdyż po 8 minutach nasz etatowy strzelec w ostatnich tygodniach Sadio Diallo zdobył wyrównującego gola. Potem gra stanęła, gdyż obie drużyny bały się zaryzykować i nadziać się na niebezpieczne kontry, a remis uznały za wynik w miarę korzystny. Po zakończeniu spotkania, nie wiedziałem, czy uznać ten za wynik dobry. Niby utrzymaliśmy głównego rywala w walce o 2 miejsce na bezpieczną odległość, ale znów straciliśmy punkty do Guingamp. Chyba powoli powinienem się oswajać z myślą, że mistrzem nie zostaniemy, ale no cóż, trzeba walczyć do końca.

Chamois Niortais 1-1 SC Bastia

1-0  50' Glombard

1-1  58' Diallo

STATYSTYKI

 

Powrót na Korsykę odbywał się zawsze w nocy, ponieważ nie opłacało nam się zostawać na noc w obcym mieście. Po głębszym zastanowieniu takie rozwiązanie może byłoby dobre, ale napewno klub nie było stać na taki wydatek, jakim jest wynajęcie hotelu dla 20 osób. W autokarze zawsze siedziałem z Reginaldem. Kiedy zawodnicy spali, zmęczeni po mecz, my mogliśmy na spokojnie przeanalizować dopiero, co zakończone spotkanie. Czasem po prostu rozmawialiśmy. Podobnie sytuacja miała się również po meczu z Chamois. Na początku godzinna wstępna analiza spotkania, a potem zaczęliśmy rozmowę na kompletnie nieważne i luźne tematy. Jednak, jak zazwyczaj to bywa z takimi rozmowami, od tematu do tematu, zaczęliśmy omawiać sprawy o większym znaczeniu. Nie wiem, jak się dokładnie to stało, ale przez zupełny przypadek opowiedziałem mojemu asystentowi całą historię o tym, jak prezes Geronimi chcę sprzedać klub w zamian, za to, by Bastia nie awansowała. Kiedy uświadomiłem sobie, że wypaplałem największą tajemnicę, było już za późno, bo wszystko już powiedziałem. Pozostało mi jedynie czekać na reakcję Reginalda, a była ona z lekka zadziwiająca, choć w pełni zrozumiała. Tuż po zakończeniu mojej opowieści asystent wytrzeszczył oczy i spoglądał nimi na mnie, jakby pytając, czy to rzeczywiście prawda. Kiwnąłem głową na tak. Potem zamyślił się. Patrzył się w jakiś bliżej nieokreślony punkt, a przy tym drapał się w brodę. Najwidoczniej w tamtym momencie rozkładał moje słowa na czynniki pierwsze. Cały ten proces trwał może 10 sekund. W końcu Reginald spojrzał się na mnie.

- Wierzę ci. Wiedziałem, że Geronimi to cwaniaczek, ale nie spodziewałem się, że to taki chuj. - krótko skomentował, jakby wiedział o tym wszystkim już od dawna. - Pamiętaj, gdy będzie coś od ciebie chciał, to zawsze, powtarzam, zawsze stanę po twojej stronie.

Potem zamilkł, a ja nie chciałem ciągnąć tej rozmowy, więc obaj zagłębiliśmy się we własnych myślach. Szerze, to cieszę się, że powiedziałem mu o tym. Czułem się wtedy tak, jakby kilkutonowy kamień spadł z mojego serca. Miałem ogromne wątpliwości, czy mówić o tym Reginaldowi. W końcu, doszedłem jednak do wniosku, że muszę, ponieważ nie była to sprawa wyłącznie moja, ale także całego klubu.

W całej Francji, ale i pewnie w całej Europie, niedziela była dnie wolnym od pracy, więc na spokojnie mogłem odpocząć po trudach wielogodzinnej podróży autokarem. Kiedy w poniedziałek szedłem do pracy, nie sądziłem, że może być to dzień, który w pewnym stopniu zmieni moje życie. Do siedziby klubu wszedłem równo o 9 rano. Już na wejściu główna sekretarka powiadomiła mnie, że w trybie natychmiastowym mam się zjawić u Geronimiego. Domyślałem się, że nie będzie to rozmowa przyjemna , i że mogłem się spodziewać najgorszego. Na chwilkę poszedłem do swojego gabinetu, a potem w pośpiechu udałem się do szefa. Kazał mi usiąść. Częstował szkocką i cygarami, ale grzecznie odmawiałem. 

- Pamiętasz, jak dałem ci pracę samodzielnego trenera. Jesteś dłużny mi przysługę, więc teraz chciałbym byś mi ją oddał. - zaczął.

- Tak pamiętam tamtą całą rozmowę. Co mam zrobić? - spytałem udając, że o niczym nie wiem.

- Wiesz. Trochę głupio mi o tym mówić. - odpowiedział, udając lekko zmieszanego.

- No dawaj. Mi możesz powiedzieć. - zachęcałem go. - Zachowam dyskrecję. 

- No to skoro tak, to dobra. - powiedział. - Bastię chcą kupić jacyś Włosi. Zrobią to, ale pod jednym warunkiem. Nie możemy awansować do Ligue 2, więc musisz zrobić tak, by Bastia nie była w pierwszej trójce.

- C o  k u r w a !? Ty chyba sobie żartujesz. - odpowiedziałem zbulwersowany.

- Domyślałem się, że możesz tak zareagować, ale naprawdę ty nie masz nic tu do gadania. - stwierdził.

- Żegnam. - odezwałem się na koniec i wyszedłem. 

- No to spierdalaj. - krzyknął wkurzony Geronimi.

W drodze do własnego gabinetu byłem tak rozemocjonowany całym tym zajściem, że aż zrobiło mi się słabo. Otworzyłem okno w swoim biurze i zobaczyłem widok na cały stadion. Kilka miesięcy temu widząc to samo, dopiero zaczynałem swoją pracę, jako trener, a teraz być może ją kończę. Domyślałem się, że jeśli sprzeciwie się prezesowi, to nie zawaha się mnie zwolnić. Byłoby to najrozsądniejsze działanie, gdyż praktycznie w jednej chwili mógł się pozbyć zawadzającej mu osoby. Czekałem tylko, czy nastąpi to dziś, czy może jutro. By uspokoić się zacząłem czytać dzisiejsze wydanie L'Equipe. Spojrzałem na tabelę Ligue 1 i zrobiło mi się smutno. Uświadomiłem sobie, że nie doprowadzę tam mojej Bastii, że przegrałem, a moją jedyną nadzieją był Reginald i inni pracownicy klubu, którzy mogli się za mnie wstawić u prezesa. W tym momencie zjawił się Reginald. Widziałem na jego twarzy coś na kształt wstydu.

- Co się stało? - zapytałem, jak ojciec swojego synka

- Byłem u Geronimiego. - odpowiedział.

- No to chyba dobrze. - stwierdziłem. - Mów, jak mu nawtykałeś.

- Ale ja nie nawtykałem mu. - zabełkotał pod nosem. - Nie mogłem. Po prostu nie mogłem.

- Jak to nie mogłeś? - zapytałem. 

- Powiedział, że albo będę po twojej stronie i zostanę zwolniony, albo zostanę nowym trenerem Bastii. Nie mogłem odmówić. Chyba mnie rozumiesz. - orzekł. - Oto twoje zwolnienie, to oficjalne. - I podał jakąś kartkę, a potem wyszedł.

Usiadłem, ostatnie rozejrzenie się i zacząłem pakować moje rzeczy, a że nie było ich zbyt wiele to już zupełnie inna sprawa. Wyszedłem, nie żegnając się z nikim w siedzibie klubu. Nie wiedziałem, co dalej zrobię. Najpewniej wrócę do domu, do Bretanii, ale co potem, to już było nieodgadnione. Na Korsyce miałem zamiar zostać do wtorku. Wiecie, trzeba załatwić wszystkie sprawy z wynajmem domu i wymeldowaniem mnie. Jak wiadomo, takie sprawy są czasochłonne, więc nim zauważyłem, był wtorek, a ja po raz ostatni zamykałem drzwi do swojego starego miejsca zamieszkania, ale zamykałem również coś więcej, znów kończył się pewien etap mojego życia. Do portu, na prom zdecydowałem się pójść pieszo, by pożegnać się z Bastią

Ostatnie pożegnanie z Bastią

Mijałem wąskie uliczki miasta i zastanawiałem się, czy kiedyś tam wrócę. Postanowiłem sobie, że będę przyjeżdżał na Korsykę w każde wakacje. Po latach powiem, że ten cel udało mi się wykonać. Droga z mojego domu do portu nie była długa, więc po 20 minutach wolnego chodu znalazłem się w okolicach portu. Była 14, a odpłynięcie było o 14:30. Miałem trochę czasu, żeby napić się kawy w pobliskiej kawiarence. Wszedłem tam, i kiedy chciałem zamówić, nagle zadzwoniła moja komórka.

- Zostań w klubie. - powiedział Geronimi.

- Czemu?

- Wszyscy piłkarze i inni pracownicy klubu stwierdzili, że jak odejdziesz ty, to oni też odejdą, a na to nie mogę pozwolić. Zgodzisz się?

- Tak, ale pod jednym warunkiem. Będziemy grali normalnie i będziemy walczyć o promocję do Ligue 2

- Dobrze. Tylko przyjeżdżaj do klubu, bo mamy mecz. A co do tej sprawy, to zobaczy się jeszcze.

- Już jadę, ale powiem ci jedno. Jesteś chujem, a na dodatek głupi chujem. Myślałeś, że o niczym nie wiem, a ja wiedziałem wszystko, wszyściuteńko. 

- Co ty powiedziałeś?

- Nic. Narazie.

Powiem szczerze, że nie spodziewałem się takiego finału tej sprawy. Powoli szukałem sobie nowego klubu, gdyż zdecydowałem, że będę trenerem. Ta praca była chyba dla mnie przeznaczona. Czuje się w niej fantastycznie. Pozwala mi zapomnieć o wszystkich moich problemach, a mówiąc o nich, to moja niepewność odnośnie wcześniejszej sprawy z Jean'em sięgała zenitu. Od śmierci Francois'a, nie wiedziałem, czy ludzie mojego największego wroga są na moim tropie, czy może wciąż go szukają. Co do mojego powrotu do klubu, to wyglądało to mnie więcej w taki sposób, że pracownicy zachowywali się, jakby całego zamieszania nie było, a ja po prostu przyszedłem do pracy. Tylko zawodnicy żartowali, że uratowali mi dupę. Okazało się, że Reginald prowadził podobne treningi, co wcześniej, więc o żadnych brakach nie było mowy. Sam Reginald zachowywał się, jakby obraził się na mnie. Dawał mi niby raporty, analizy, ale nie mówił przy tym nic. Szczerze mówiąc, jego osoba interesowała mnie mało.


 13.11.2010  18:00

Na Stade Armand Cesari miała przyjechać jedna z najsłabszych drużyn ligi, więc spodziewałem się naszego zwycięstwo. Nie myliłem się, gdyż już 16 minucie po akcji całego zespoły, Barthelemy zdobył już 4 bramkę w obecnym sezonie. Potem nasza przewaga już tylko rosła, ale nie było się z czego cieszyć, gdyż przeciwnik nie był zbytnio wymagający. W 79 minucie nasza przewaga wreszcie przyniosła korzyść w postaci bramki, którą strzelił Sadio Diallo. Zwycięstwo cieszy, gdyż nadal zachowujemy jakieś szanse na dogonienie lidera.

SC BASTIA 2-0 UJA Paris-Alforville

1-0  16' Barthelemy

2-0  79'Diallo

STATYSTYKI

 

Po meczu przyszedł do mojego gabinetu skruszony Reginald. Przepraszał i zarzekał, że nigdy więcej nie zrobi nic podobnego. Wybaczyłem mu i wierzyłem w to, co mówił, ale chciałem go w pewien sposób sprawdzić. Kazałem mu wymyślić plan, którego celem było wyrzucenie z klubu Geronimiego. Bez słowa sprzeciwu, zgodził się i między nami znów była zgoda. 

W przerwie, między meczami ligowymi, rozgrywany był Puchar Francji. Była to miła odskocznia od codzienność. Nie ma się, jednak nad czym rozwodzić, gdyż przeciwnicy na tym poziomie rozgrywek nie należeli do najlepszych i zwycięstwo było praktycznie pewne.

STATYSTYKI

 

Gdy nie dzieje się nic złego, czas płynie bardzo szybko i po burzy, która wisiała nad moją głową na początku listopada, pod koniec tego miesiąca wszystko zmieniło się o 180 stopni, oczywiście na korzyść, więc nim się obejrzałem, czekał mnie już ostatni listopadowy mecz.


27.11.2010  19:30

Wyjazd do Rouen był przełomowy, gdyż pierwszy raz podróż spędziliśmy w wygodnych siedzeniach prywatnego samolotu, a nie autokaru. Okazało się, że lokalna firma po niższej cenie wynajmie nam samolot i to do końca sezonu, w zamian za reklamowanie jej na koszulkach Bastii. Mecz z Rouen był dla nas ważny również dlatego, że Chamois przegrało swój mecz i mogliśmy, zresztą już nie pierwszy raz, odejść od peletonu.  W 37 minucie nasze plany mogły się ziścić, gdy z rzutu rożnego, strzałem głową dał nam prowadzenie Teddy Mezague. Na II połowę wszedł Cahuzac, który po 4 miesiącach przerwy, wraca do gry. Właśnie ten piłkarz zepsuł nam wszystko, gdyż w 80 minucie dostał głupią czerwoną kartkę. Konsekwencje były łatwe do przewidzenia. 82 minuta i doszło do remisu. Wynik do końca już nie uległ zmianie. Niestety Guingamp wygrało swój mecz i ma nad nami 9 punktów przewagi oraz mecz zaległy.

FC Rouen 1-1 SC Bastia

1-0  37' Mezague

1-1  82' Ndoh

STATYSTYKI

TABELA

 

Kiedy w poniedziałek rano otwierałem drzwi do swojego gabinetu, nie spodziewałem się tego, co tam zastanę. Przechodząc jednak do rzeczy. Otwieram sobie drzwi, pogwizdując przy tym radośnie, gdy widzę, że siedzą w nim już dwie osoby: Reginald i wiceprezes. Nie wiem, jak się tam dostali, a ni po co przyszli. 

- Witaj Benoit! Wreszcie przyszedłeś, czekam na ciebie z Dominicem już prawie 15 minut. - powiedział ucieszony od ucha do ucha Reginald

- C o? - spytałem

- No wiesz, czekaliśmy na ciebie. - odpowiedział

- Nie o to mi chodzi. Proszę cie, nim zadam pytanie, abyś na nie odpowiedział i nie kręcił. Dlaczego on tutaj jest? I po co do jasnej cholery tutaj przyszliście? - pytałem.

- Już ci mówię. - stwierdził spokojnie. - Mam plan na Geronimiego.  To będzie tak.....

- Co kurwa? Po co ci jeszcze do tego przydupas Geronimiego. - wszedłem mu w słowo.

- Ooo nie. Wypraszam to sobie. Nie jestem jego przydupasem. - wtrącił się Dominic.

- Haha. Myślisz, że nie widzę tego, jak mu ciągle liżesz dupę. - powiedziałem zdenerwowany, bo z samego rana wszystko może wyprowadzić z równowagi.

- Ja nienawidzę Geronimiego. - odpowiedział prawie krzycząc wiceprezes.

- Właśnie on go nienawidzi. - wtrącił Reginald. - Daj mu powiedzieć, jak będzie wyglądał ten plan. Wysłuchasz do końca, a zrozumiesz.

- A więc, zrobimy tak...


P.S   ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.