I
Obudziła się jak zwykle około 7. Jej kruczoczarne włosy standardowo już zaprzeczały wszelkim prawom rządzącym światem i mimo niebagatelnej długości układały się wspaniale mimo dziewięciu godzin snu. Wstała, przejrzała się w lustrze i podobało jej się to co widzi, chociaż wzrok dostrzegał pierwsze zmarszczki na czole i zmniejszoną jędrność ud. Mimo tego wiedziała, że nie ma na co narzekać, bo mimo niemalże czterdziestu lat na karku nadal wielu mężczyzn oglądało się za nią. Doskonale wiedziała jak wygląda spojrzenia faceta, który chce przerobić z nią całą kamasutrę i nie wahała się wykorzystać męskiej słabości dla swoich korzyści. Tanecznym krokiem wyszła z sypialni. Niespodziewanie na kuchennym stole czekało śniadanie i liścik. Nie była do tego przyzwyczajona, więc z zaciekawieniem sięgnęła po zostawioną wiadomość.
"To już jeden rok! Przygotowałem dla Ciebie coś specjalnego, więc załóż moją ulubioną sukienkę. Widzimy się o 18!
Luca"
Ze zdziwioną miną odłożyła liścik. Nigdy nie zrobił jej tak miłej niespodzianki i spodziewała się, że Luca może zechcieć poprosić ją o rękę. W końcu byli ze sobą już rok. A może tylko rok? Czy w obliczu ostatnich wydarzeń jej partner będzie chciał uprawomocnić ich związek? A może to tylko zwykła celebracja ostatniego roku?
10 godzin później
Gdy wróciła do domu zastała zapalone świece i ubranego w najlepszy garnitur Lucę. Uwielbiała gdy przykładał wagę do swojego wyglądu. Niewielu mężczyzn potrafi źle wyglądać w garniturze i Luca był tego doskonałym przykładem. Brzuszek jakby niewidoczny, a zakola i lekka siwizna schodzą na dalszy plan pod wpływem czarnego koloru całej kreacji. W tym momencie nie pożałowała, że poprosiła swoją najlepszą przyjaciółkę Sarę o udostępnienie łazianki, aby odstawić się na kolację. Standardowo przywitali się głębokim pocałunkiem. Luca traktował ją jak jedyną kobietę na świecie i była pewna, że za kilkanaście minut otrzyma pierścionek i propozycję zamążpójścia. Mimo swoich przewidywań nie okazywała emocji i zdecydowała, że decyzję podejmie pod wpływem chwili. Dopiero w momencie gdy Luca wstał i wyciągnął z kieszeni małe czerwone pudełeczko zaczęła zastanawiać się czego tak naprawdę ten facet od niej żąda. Czy nieokiełznany i niekiedy barbarzyński Luca jest dobrym kandydatem na męża? Powoli otworzyła pudełeczko lecz zamiast pięknego pierścionka ujrzała małe zawinątko. Poczuła lufę przystawioną do czoła.
- Luca!
Nie zdążyła dokończyć. Na niebieskiej ścianie za jej plecami pojawiła się solidnych rozmiarów plama krwi.
Wyszedł.
Są dwa typy mężczyzn. Jedni w pierwszej fazie swojego życia osiągają szczyt - są otoczeni wianuszkiem kobiet, pieniądze leją się grubym strumieniem i nawet najgorsza tragedia nie może zachwiać ich wiary w siebie. Drudzy są jak wino - z biegiem lat nabierają doświadczenia, a Generał Czas sprawia, że osobnikowi temu bliżej do George Clooney'a niż typowego 40. latka plasującego się w klasie średniej niższej. Luca zaliczał się zdecydowanie do tego pierwszego typu. Od razu po dołączeniu do akademii piłkarskiej Parmy zauważono w nim niebagatelne umiejętności i już wieku 18 lat miał okazję zdobywać pierwsze gole w Seria A. Niestety w wieku 23 lat jego licznik zatrzymał się i kolejne bramki nie zasilały jego konta. W pół sezonu z kandydata do gry w reprezentacji Włoch i jednej z gwiazd swojego ukochanego zespołu stał się nikim. Klub z aspiracjami nie mógł sobie pozwolić na nieskutecznego zawodnika, więc podczas gdy Parma sięgała po mistrzostwo Włoch Luca tułał się po średniakach i spadkowiczach Serie A. Wkrótce magia jego nazwiska przeminęła i nawet występy w Serie B przychodziły mu z trudem. 28 marca 1999 roku dla jego sympatyków był wydarzeniem tragicznym, jednak on poczuł ulgę. Czuł, że jego kariera, a nawet całe życie skończyło się 6 lat wcześniej kiedy to odszedł ze swojego ukochanego klubu. Zerwane wiązadła to nie tragedia i dało się z tego wyjść, jednak Luca przyjął to wydarzenie jako sygnał, że czas poszukać w życiu czegoś nowego z dala od piłki nożnej i przeklętej Parmy. Na vandettę miał przyjść jeszcze czas.
- Czy pańska przeszłość w Parmie pomoże w obecnej pracy w roli szkoleniowca? - zapytał jeden z dziennikarzy miejscowego dziennika.
- Oczywiście! Doskonale znam realia Parmy i jestem rządny sukcesu podobnie jak nasza ekipa z lat 90. Oprócz tego jestem ogromnym fanem klubu, więc moimi poczynaniami będzie kierowała miłość do barw klubowych, a nie chęć zrobienia kariery w europejskim futbolu. Jestem świadom, że to nie ta Parma w której grałem ja, jednak mam nadzieję, że z biegiem lat - o ile dostanę taką szansę - uda mi się odzyskać dla naszego klubu należne miejsce nie tylko we Włoszech, ale także w Europie. - spodobał się mu jego własny ton głosu i pewność z jaką wypowiadał każde słowo, więc odpowiedź skwitował uśmiechem.
- Jakie cele stawia pan sobie przed nadchodzącym sezonem Serie A? - tym razem pytanie zadał dziennikarz Corriere dello Sport.
- Przede wszystkim chcę, aby zespół przyzwyczaił się do mojego stylu pracy. Jeśli się to uda jestem pewien, że osiągnięmy wyznaczony nam przez zarząd cel, czyli miejsce w środkowej części tabeli.
- Czy jako napastnik będzie pan preferował ofensywny styl gry? - coraz większa pewność siebie poskutkowała brakiem zainteresowania nadawcą pytania.
- Według mnie przywiązanie do jednej opcji taktycznej jest bardzo złe, ponieważ ciężko grać w ten sam sposób z Livorno u siebie i z Interem na wyjeździe. Mam zamiar często grzebać w taktyce i jestem przekonany, że wyjdzie to na dobre zespołowi. - uśmiech nie znikał mu z twarzy, chociaż był już wykończony dennymi pytaniami, które słyszał na setkach konferencji prasowych.
Z tyłu sali wychylił się człowiek, który nie posiadał plakietki z nazwą redakcji. Jako że nie było innych chętnych do zadania pytania rzecznik prasowy udzielił mu głosu.
- Jak pan się czuje po niedawnym zabójstwie pana partnerki - Emmanueli Gasperini?
Po jego ciele przebiegł dreszcz, a uśmiech natychmiast znikł z twarzy.