Vanarama National League North/South
Ten manifest użytkownika mishaek przeczytało już 675 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
W sobotę z Marcinem wsiedliśmy do samolotu. 4 godzinna podróż klasą ekonomiczną tanich linii lotniczych to tragedia (nie wierzysz sprawdź). Na mnie na lotnisku czekała już grupka ludzi z kartką „Lipiec here”. Cóż pozostało mi zrobić? Pożegnałem się z kumplem, który jechał do filii w Londynie, ja tym czasem wsiadłem do starego nieco obdrapanego BMW (czegóż się spodziewać po najniższej lidze w Anglii?). Zawieziono mnie prosto do mieszkania. Jak na ważenie które zrobiło auto, mieszkanie zdecydowanie nadrobiło standardy. Piękne, duże, bogato urządzone.
- To dom prezesa – powiedział jeden jeden z nieznajomych, a mnie zrobiło się nieco głupio.
- Acha – odparłem – a gdzie będzie moje mieszkanie?
- Tego dowie się pan za chwile – rzekł, poczym wraz z resztą udali się przed dom.
Kurde, że też ja tu nie będę mieszkał – zakląłem w myślach. Pobłądziłem po mieszkaniu, podziwiając 43’ plazmę, najnowsze DVD Sony i inne sprzęty mające na celu umilanie czasu.
Moją uwagę przykuły wielkie dębowe drzwi z plakietką „Prezes”. Oczywiście jak na Polaka przystało musiałem zajrzeć i oniemiałem. Byłem już u wielu prezesów w wielu biurach, ale to było po prostu… okropne. Wszędzie herby klubu, dominowały tu barwy, czerwono, żółte, przez co człowiek czół się jak we wnętrzu wielkiego kanarka. Jedyne, co mi się spodobało w gabinecie, to wielkie biurko (oczywiście z herbem klubu) i krzesło (także nim oznaczone). Ten facet musi naprawdę ten klub kochać – pomyślałem rozsiadając się wygodnie w krześle i wywalając nogi na biurko – Wiec tak się czuje prezes klubu… - przemknęło mi przez myśl, po czym ledwo zdążyłem ściągnąć nogi z biurka i powitać idiotycznym uśmiechem powitać Prezesa i jakiegoś jegomościa…
- Witam jestem Gerry Harrison! – rzekł wchodzący jegomość – jestem pańskim asystentem! Mam nadzieję, że dobrze się będziemy rozumieli! Pokażę panu okolicę, zapoznam z zawodnikami!
- Gerry – bąkną prezes…
- Sam pan rozumie tutaj, w Hyde, nie zatrudnia się zwykle zagranicznych managerów, ale wystarczy, że kibice pana zaakceptują i będzie dobrze! – kontynuował Gerry nie zwracając uwagę na coraz groźniejszą minę prezesa – wystarczy parę wyników z rywalami i środek tabeli! To wystarczy, żeby w tym mieście był pan…
- Gerry zamknij się w końcu! – wrzasną prezes – to, że jesteś moim chrześniakiem nie oznacza, że nie mogę Cię stąd wypierniczyć na zbity pysk! – Acha to już wiemy, czemu Gerry ma tu zatrudnienie… - pomyślałem.
-No to skoro zna pan już Gerrego to zawiezie pana do pańskiego domu.
Po wyjściu i władowaniu się w samochód Gerry zawiózł mnie do mojego domu. Nie było to, co prawda tak ekstrawaganckie mieszkanie jak u prezesa, ale bardzo przytulne.
- Jutro czeka Cię konferencja prasowa, więc radziłbym Ci się wyspać – walnął Gerry, pomijając w ogóle fakt, że nie jesteśmy na Ty – do tego musisz wybrać kapitana. Obecnie to Chris Lynch, na zastępcę sugerowałbym Neila Tolsona. To dobry chłopak, da sobie radę. Więc dobranoc szefie – zakończył, po czym wyszedł zostawiając mnie ze szczękom na podłodze.
Następnego ranka, wysłałem do prezesa faks, kto został kapitanem, a Gerremu poleciłem przekazać to chłopakom. Posłucham jego rady, bo Unitek końcu zna lepiej i kapitanem został Chris Lynch, zaś wice kapitanem Neil Tolson. Jadąc na konferencję, zorientowałem się, iż jestem nieogolony. Cóż może taki szczególik umknie prasie. Dojechaliśmy na stadion, a w Sali konferencyjnej nie było już wolnych miejsc. Nie wiedziałem, że zatrudnienie Polaka w Anglii wciąż budzi tyle emocji. Lekceważąc tłum dziennikarskich hien usiadłem za stołem przed mikrofonem. Prezes oczywiście musiał zacząć:
- Oto jest Paweł Lipiec. Nowy manager Hyde United. Zapraszam do zadawania mu pytań.
W jednej chwili tłum ludzi zaczął wydzierać się jeden przez drugiego, tak, że ciężko było cokolwiek usłyszeć. Wskazałem palcem na łysego facia w 3 rzędzie, który darł się najgłośniej.
- Czy praca w klubie Hyde United jest spełnieniem Pańskich marzeń?
- Cóż, ciężko powiedzieć. Na pewno mam nadzieje osiągnąć coś z tym klubem, żeby promować i jego i siebie. Nie mogę powiedzieć, że zostanę tutaj do końca managerskiej kariery, co nie zmienia faktu, że jestem zadowolony z zatrudnienia mnie tutaj.
Ledwo dokończyłem swoją wypowiedź odezwała się blondynka w średnim wieku.
- Może nam pan zdradzić jak zespół będzie grał? Postawi pan na atak, czy może zespół będzie się bronił.
- Nie mam zamiaru odpowiadać na to pytanie przed treningiem z zespołem. Chcę zobaczyć, jakich zawodników, w jakiej formacji mamy najmocniejszych.
Znów ryk głosów. Najgłośniej darł się jednak pan w garniaku z tyłu, którego o dziwo zrozumiałem!
- Jak pan podejdzie do zawodników?!
- Nikomu na siłę nic narzucał nie będę, jednakże w szatni musimy się wzajemnie szanować i poprzez dobre wyniki budować atmosferę. To jest najważniejsze.
Następnego dziennikarza (a raczej dziennikarkę) wybrał prezes. Spojrzał się na mnie przepraszająco, lecz w jego wzroku było coś, o czym chyba wolałbym nie wiedzieć. Bynajmniej kobiecie to nie przeszkadzało:
- Ile czasu poświęci Pan na pracę z zespołem?
- Cóż, życia towarzyskiego nie posiadam, a więc postaram się nie spać po nocach, oraz zostawać po godzinach, ażeby żyło się lepiej!
- Pan żartuje prawda? – walnęła.
- Oczywiście, że nie. Jestem zupełnie poważny. To, aż ze mnie emanuje! – kobieta chyba poczuła się urażona, lecz odpuściła.
Następny był typ, ostrzyżony na emo.
- Czy możemy się spodziewać zmian w sztabie i kadrze zawodniczej?
- Postaram się wzmocnić ekipę, jednak nie planuję większych zmian. Trzon drużyny trzeba utrzymać.
Po tym pytaniu dałem znać, że mam dosyć pismaków i chcę w końcu pogadać z zawodnikami. Wyszliśmy i poczłapaliśmy z Gerrym i prezesem wprost do szatni, gdzie też przedstawił mnie prezes:
- Panowie to jest wasz nowy manager. Paweł Lipiec. Poznajcie się.
W szatni zapanowało milczenie. Widać, że chłopacy nie byli zbyt pewni, czy jestem dobrym wyborem. Cóż zdziwią się.
- Hyde Unitek to Wy? – zacząłem, a wszyscy się na mnie spojrzeli.
- Tak… - odpowiedzieli bardzo niemrawo, zwłaszcza, że byłem przyzwyczajony do przebojowości Polskiej młodzieży.
- Panowie zacznijmy od tego, że żeby wygrywać, trzeba się cieszyć z gry. Nie można przychodzić tak jak Wy ze spuszczonymi głowami, tak jakbyście cierpieli katusze! Trzeba się cieszyć! – mieli miny jakby w tym momencie chcieli mnie wysterylizować, więc wolałem umilknąć – dobra pokażcie mi po prostu co potraficie. Gerry podziel ich na 2 zespoły.
5 minut później moja 18 osobowa kadra już biegała po boisku. Patrząc na tę padakę chciało mi się wracać do Łagoszowii, no, ale cóż jestem tu po to żeby ich poukładać. Poszedłem do szatni i przebrałem się w dres. Zawołałem także Gerrego i dołączyliśmy on do ekipy żółtych ja czerwonych. Nie do pomyślenia dla mnie było, że manager może być najlepszą osobą na boisku. Drużynie humoru to też nie poprawiło, ale cóż nie da się wszystkim dogodzić. Podczas gry jednak wypatrzyłem Neila Fitzhenryego, który przynajmniej starał się grać. Bez wzmocnień się jednak nie obejdzie, więc poprosiłem o listę zawodników na wolnym transferze.
Znalazłem odpowiednio 2 obrońców:
Przesunąłem także paru juniorów do pierwszej jedenastki, żeby zwiększyćkonkurencję. Na sparingi czasu już nie miałem, zbliżała się 1 kolejka ligi. Przez 4 kolejne dni Gerry prowadził trening, a ja siedziałem i myślałem nad taktyką i losem, jaki mnie spotkał. Jednak, że musiałem się nieco oderwać od taktyki i zajść do prezesa. Oczywiście kulturalnie zapukałem i zacząłem od razu
- Prezesie potrzebny nam klub patroncki.
- Wiedziałem, że prędzej czy później o to poprosisz. Załatwione.
Wracając na stadion (pomyliłem 2 skrzyżowania i wylądowałem po 2 stronie miasta), ale wciąż byłem zdziwiony jak łatwo mi poszło. Włączyłem radio, gdzie spiker wył:
- Już jutro w pierwszej kolejce Blue Square North, zadebiutuje nasz Polski manager Paweł Lipiec! Hyde United na wyjeździe podejmie Tamworth! Na mecz zapraszamy o godzinie 15!
O K*** - pomyślałem – TO JUŻ JUTRO?!
Cóż nie było wyjścia zagram tym, co mam. Na szczęście Bujok stał się naszym zawodnikiem, więc nie jest źle. Co do taktyki, postanowiłem użyć tego co graliśmy w juniorach Sparty. Ofensywne 4-4-2. Skład na 1 mecz wyglądał tak:
Przed meczem oczywiście czekała mnie konferencja prasowa, jednak wysłałem na nią Gerrego. Chłopak wygadany, da sobie radę.
Wchodząc do szatni patrzyłem na każdego z osobna. Byli zdenerwowani. Wyjaśniłem im powoli, co mają zagrać i czego od nich oczekuję. Miałem złe przeczucia, ale cóż. Starałem się tego nie okazywać, choć chyba wyczuli w moim głosie nieco zrezygnowania, gdy mówiłem, że mogą wygrać…
Jak przeczuwałem tak się zaczęło. W 2 minucie po dośrodkowaniu i błędzie debiutującego bramkarza tracimy gola na 1-0. Na naszą odpowiedź długo czekać nie trzeba było. 3 minuty po straconym golu Tolson zmusza mnie do skakania przy ławce! Mecz jest wyrównany, lecz w 22 minucie tracimy kolejnego gola… z minuty na minutę przewaga rywali wzrasta… 30 minuta karny i 3-1. Straciłem nadzieję… 35’ 4-1. Wchodząc do szatni nie wiedziałem, co powiedzieć. Poprosiłem, więc Gerrego, żeby odwalił brudną robotę i kazał im atakować. 2 zmiany nie dały nam jednak nic. Wyglądało na to, że porażka jest tutaj nieuchronna… W 62’ gry sędzia z kapelusza podyktował jedenastkę. Nie wytrzymałem i wkroczyłem na boisko wyzywając sędziego od najgorszych! Tak ustawionego gówna jeszcze nie widziałem. Zostałem oczywiście wyrzucony na trybuny. Ostateczna porażka to 1:6… Czułem się naprawdę podle. To była piłkarska tragedia…
Następnego dnia zostałem delikatnie mówiąc „zjechany” przez prezesa. Chyba kapkę nie spodobała mu się gra zespołu. Pierwszy mecz wyraźnie nie poszedł zgodnie z planem, a tymczasem szykował się już następny i to na własnym boisku. Zmieniłem bramkarza i nakazałem grać nieco inaczej licząc na korzystny wynik. Dziś to ja brylowałem w szatni:
- Panowie. Ostatni mecz delikatnie mówiąc nam nie wyszedł. Nie podeszliście do niego poważnie, a i jak spieprzyłem parę spraw. Jednakże oczekuję od was pełnego zaangażowania w TEN mecz! Wiem, że jesteście zdolni do zwycięstwa i chcę to dziś zobaczyć!
Wzięli sobie do serca moje słowa. W 30 sekundzie wpada gol na 1-0! Duma aż mnie rozpierała! Lecz na ziemię sprowadził mnie Ricketss zmieniając wynik na 1-1… Goście atakowali, a ja kazałem zawodnikom czekać na kontrataki. Poskutkowało? Oczywiście… że nie… Nie szło nic. Graliśmy znów tragicznie i cudem tylko remisowaliśmy. Ech ciężkie jest życie managera…Do szatni jednak schodziliśmy z wynikiem dającym 1 pkt co już mnie nieco satysfakcjonowało.
- Panowie, źle nie jest, ale musicie się bardziej zaangażować. Ci ludzie, prawie 400 osób czeka tu na waszą wygraną! Panowie, jeżeli jesteście ze mną połóżcie dłoń na mojej – poprosiłem i wystawiłem rękę, licząc, że ktoś się przyłączy. No i się przeliczyłem. Popatrzeli się jak na idiotę i wyszli na 2 połowę… czułem się delikatnie mówiąc głupio.
Druga odsłona to zdecydowanie nasza dominacja. Atakowaliśmy, stwarzaliśmy okazje i nie mogliśmy trafić... Znalazłem się w piłkarskim piekle. 88’ gry rzut wolny i poprzeczka… Jak nie fart to nie fart… Po meczu okazałem zrozumienie ich brakiem kompetencji, oraz umiejętności. Tak poważnie to po prostu powiedziałem, że rozumiem, iż nie byli w stanie wygrać. Tym razem prezes nie czepiał się na szczęście i mogłem spokojnie przygotować się do kolejnego meczu…
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Odbiór piłki |
---|
Można zdefiniować sposób, w jaki nasi zawodnicy będą odbierać piłkę przeciwnikowi. Odbiór delikatny ogranicza liczbę fauli i dzięki temu liczbę kartek. Odbiór agresywny sprzyja zastraszeniu rywali, zmuszeniu ich do błędu i szybkiemu przerwaniu akcji. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ