Piotr Sebastian17.12.2006 10:0443922 czytelników0 komentarzy
76
...czyli z łazienki do kuchni z kuchni na… balkon!
Jak oni mogli coś takiego napisać? „Desperacja na Oporowskiej”? I to ma być reakcja mediów na moją nominację? Jak zwykle gów.. wiedzą to i gów.. piszą. Pismaki. Przynajmniej mogli ze mną pogadać. Wyobrażam już sobie co mówią na korytarzu w klubie. Zaraz zaraz. Co robią Ci reporterzy pod moim balkonem? O nie! Nie wyjdę do nich za żadne skarby świata. Nic im nie powiem. O matko! Tylko spokojnie. Co teraz robić? No nic. Działamy zgodnie z planem. Właśnie. Plan. Przecież ja chyba mam jakiś plan? Prawda?
Do łazienki
Zimny prysznic. To z reguły czeka nas w świeżo przejętym klubie. Niskie morale i pustawa kasa. Sztab szkoleniowy co najmniej nieruchawy, a na pewno w rozsypce. Statusy zawodników dziwne. Talenty siedzą w rezerwach, a w pierwszym składzie ZUS i NFZ. Kilka kontraktów też by się nadawało na prokuratorskie biurko. Ale dobra. Nie przyszedłem tu, żeby sobie ponarzekać. Do roboty. Za miesiąc pierwszy mecz o punkty.
Skoro oni urządzili już nam zimny prysznic, to my im teraz urządzimy łaźnię. Na początek tym panom już dziękujemy. Mowa rzecz jasna o moich współpracownikach. Ale uwaga! To brzemienna w skutkach decyzja. Pierwsza, ale bardzo ważna. Żegnam zasiedziałe miernoty zapraszam ambitnych specjalistów. Na szczęście FM 2007 pozwala bez żalu pożegnać naszych trenerów, a nowych generuje na pęczki. Polecam zagranicznych z bloku wschodniego. Są mniej wymagający finansowo, chętniej godzą się na pracę w Polsce i znacząco powiększają naszą wiedzę.
Dobierając sobie trenerów trzeba oczywiście wypełnić ich umiejętnościami wszystkie aspekty treningu, ale o tym nie będę pisał. Każdy kładzie tu nacisk na co innego. Mój kluczowy współpracownik będzie oczywiście taktycznym ekspertem (najlepszym na jakiego mnie stać), ale u Was wcale tak być nie musi. Napiszę natomiast na co trzeba zwrócić uwagę jeżeli oczekujemy od naszego sztabu szkoleniowego pełnej współpracy przy wdrażaniu nowej taktyki, a także jeżeli liczymy na szybką adaptację drużyny do wprowadzanych zmian jeżeli przyjdzie nam kiedyś ochota do zmiany formacji (robię to tylko podczas okresów przygotowawczych do sezonu).
Uwaga! Dobierając sobie współpracowników, nowych czy obecnych, zwróćcie uwagę na trzy parametry, którymi się charakteryzują:
preferowana przez nich formacja (podawana w profilu trenera jako ulubiona) powinna być jak najbardziej zbliżona do używanej przez nas; zdaję sobie sprawę, że używane przez nas formacje często odbiegają znacznie od tych, którymi dysponuje FM, ale jeżeli macie co do tego wątpliwości proponuję podejrzeć standardowe formacje, które udostępnia FM i znaleźć najbliższą tej naszej - te preferowane przez trenerów są wybierane właśnie spośród nich,
współczynnik treningu taktyki powinien być (co oczywiste!) jak najwyższy u trenera, któremu powierzycie ten właśnie element treningu, ale polecam aby u wszystkich pozostałych zatrudnionych trenerów z niską wartością tego współczynnika inny współczynnik rekompensował ten brak - to współczynnik wiedzy taktycznej (atrybut psychiczny); gwarantuje to nam, że zatrudniony sztab szkoleniowy wie o co nam chodzi na boisku,
wysokość współczynnika treningu defensywy lub ofensywy proponuję dobrać w zależności od charakteru naszej taktyki; ten charakter z grubsza można określić nastawieniem jakie dedykujemy całej drużynie podczas rozpoczęcia meczu.
Tak dobrany sztab szkoleniowy będzie najlepiej pracował nad uczeniem zawodników naszej taktyki. Poniżej przykład pracownika sztabu szkoleniowego z podkreślonymi atrybutami, o których była mowa powyżej.
Tomek Kafarski nie był co prawda w mojej Lechii odpowiedzialny za trening taktyki (moje uznanie zyskuje dopiero trener przy wysokości 15-16), ale bardzo skutecznie uczył moich zawodników ataku i stałych fragmentów gry.
Teraz zaganiam chłopaków do roboty. Grunt to motoryka w okresie przygotowawczym. Poza tym spoceni mniej kombinują. O przygotowaniu zespołu do sezonu napisano już wystarczająco wiele, abym nie musiał się tutaj rozpisywać. Zwrócę tylko uwagę na jedno. Z pewnością mamy preferowany styl oraz tempo podań, których oczekujemy od naszej drużyny. W FM 2007 oba te polecenia są ze sobą ściśle powiązane, o czym już pisałem na CM Rev. Przypomnę tylko krótko: im krótsze podania to wolniejsze tempo, im bardziej bezpośrednie, tym tempo zwiększamy. Wyłamują się z tej zasady tylko najlepsi. Oni wszak potrafią wszystko. Tymczasem przygotowując zespół do sezonu musimy pamiętać, że:
w przypadku stosowania podań krótkich kondycja nie jest kluczowym elementem gry, za to bezwzględnie podania, technika i poruszanie się po boisku. Tym samym nacisk musimy położyć na trening taktyki, panowania nad piłką i ataku.
jeżeli zaś nasz zespół będzie stosował podania bezpośrednie trening ataku i panowania nad piłką możemy sobie potraktować po macoszemu, ale zadbajmy o siłę, aerobik i taktykę.
U mnie nacisk na jakikolwiek element treningu w okresie przygotowawczym oznacza intensywne obciążenia przez co najmniej dwadzieścia dni, kosztem innych aspektów. Na dziesięć dni przed rozpoczęciem sezonu daję im trochę oddechu dla zyskania świeżości, ale już na pięć dni przed pierwszym meczem ustawiam reżim treningowy, który będzie ich obowiązywał przez resztę sezonu.
Teraz sparingi
Mamy około trzydziestu dni przygotowań? Dobrze. Pierwszy tydzień tylko trenują, żadnych spotkań. Siódmego - ósmego dnia przygotowań pierwszy mecz. Potem gramy sparingi cały czas systemem: mecz - dwa dni przerwy - mecz - dwa dni przerwy itd. W sumie siedem spotkań. Jeżeli mam więcej czasu na przygotowania to organizuję dodatkowy ósmy mecz i/lub wydłużam przerwę między meczami do trzech dni. Jeżeli czasu jest mniej niech grają nawet co drugi dzień. Generalnie trzymam się zasady: co najmniej 7 spotkań towarzyskich, maksymalnie 3 dni przerwy między meczami. I nie zwracajcie uwagi na to co robią komputerowi przeciwnicy. Oni nawet po czterech tygodniach bez meczu będą w świetnej kondycji, podczas gdy u nas większość zawodników będzie narzekała na brak ogrania, a u kilku pojawią się braki kondycyjne!!!
Cztery do pięciu dni przed pierwszym meczem o punkty już nie gramy. Jeżeli po objęciu drużyny okazuje się, że mój poprzednik już zapełnił mi kalendarz spotkaniami, które nie bardzo mi pasują - odwołuję wszystkie, które wyłamują się z mojego schematu i szukam nowych partnerów w nowych terminach. Taka ilość meczów towarzyskich przyspiesza znacznie zrozumienie na boisku i przyzwyczajenie się do nowej taktyki. Na pełne zrozumienie i tak przyjdzie nam poczekać co najmniej miesiąc, ale na to również mają wpływ nowi zawodnicy przychodzący do składu oraz wyniki na boisku (czyt. morale). Tym niemniej stosując ten harmonogram nie muszę czekać aż do listopada, aż asystent uraczy mnie informacją, że „wykazują się dobrym zrozumieniem na boisku”. Po góra dwóch miesiącach mam zgrany team.
W międzyczasie coś czego nie lubię… brrrr… Rzut oka na rynek transferowy w kierunku łakomych kąsków i niezbędnych wzmocnień. Z niecierpliwością czekam, aż w opcjach managerskich FM-a pojawi się opcja: dyrektor ds. sportowych odpowiada za transfery w drużynie. Ale tymczasem to wyłącznie moje zmartwienie. Pojawienie się nowych zawodników w składzie (szczególnie wyjściowym!) ma jednak na tyle istotne znaczenie dla zrozumienia drużyny, że polecam zakończyć główne wzmocnienia w obronie i pomocy na tyle wcześnie, by nowi zawodnicy mogli zagrać przynajmniej w dwóch meczach sparingowych. Ale tu oczywiście cel uświęca środki. Doskonale wiem, że z niektórych polowań wraca się nad ranem…
Jesteśmy wypucowani i z czystym sumieniem. Możemy wyleźć z łazienki i… . Trzeba się przyGOTOWAĆ. W rzeczywistości udaję się więc do kuchni, w FM wciskam przycisk kontynuuj.
Do kuchni
W meczach sprawdzających świeżo po objęciu drużyny polecam cztery zasady dotyczące ich przeprowadzania:
Ręce asystenta precz od drużyny. Sam wybieram składy, sam rozmawiam z zawodnikami, sam ustalam taktykę i decyduję o zmianach. To dla mnie czas bezcenny. Poznaję drużynę a ona mnie. Zanim zacznę sezon o każdym już coś będę wiedział. Może jak się asystent sprawdzi to za trzy lata pozostawię mu te decyzje. Ale na moje zaufanie musi sobie zapracować. Zresztą cwaniak zaraz będzie miał okazję się wykazać prowadząc drużynę rezerw.
Szeroka rotacja składu. Grają wszyscy potencjalni zawodnicy pierwszego składu. I Ci, o których już wiadomo, że będą lokomotywą drużyny i Ci dopiero do niej przymierzani, a nawet Ci, co do których nie bardzo wiemy co z nimi zrobić. Szczególnie Ci! Odstawiam do rezerw i wyłączam ze sparingów tylko tych, którzy ewidentnie w najbliższym sezonie mi się nie przysłużą. Oni zresztą od razu dostają status zaplecza drużyny, albo młodych talentów i opcję wypożyczenia. Pozostali grają w sparingach i to z wykorzystaniem pełnej rotacji składu. Po pierwszych czerech meczach (16-18 dzień przygotowań), każdy musi mieć w nogach co najmniej trzy pełne połowy (135 minut). Potem sprawdzam ich kondycję. W dwóch kolejnych meczach grają przede wszystkim Ci z brakami kondycyjnymi (takich już nie powinno być, a jeśli są to właśnie macie kandydatów na leniuchów i mięczaków, czyli niska wytrzymałość, pracowitość i/lub siła, choć i tu są wyjątki np. kontuzje) oraz Ci z brakiem ogrania. Reszta wchodzi co najwyżej na ostatnie pół godziny. Ostatni mecz przygotowań ma być jednocześnie pierwszym meczem granym w wyjściowym składzie. I już wiadomo kto do rezerw, kto na ławę.
Słabi sparingpartnerzy. Im słabsi tym lepsi. Wolę, żeby moi chłopcy pograli piłką, a nie tylko pobiegali. Niech postrzelają i mają trochę z życia. W ten sposób przede wszystkim szybciej zaczynają się rozumieć na boisku i szybciej zaczynają chwytać moje polecenia taktyczne. Siłę rywali oczywiście różnicuję, ale wyłącznie w ten sposób, że zaczynam z najsłabszą drużyną i najsłabszą kończę. Najtrudniejszy niech będzie mecz numer cztery. Takie rozwiązanie ma tylko dwie wady: nasi obrońcy trochę się lenią (choć FM i tak da im kilka okazji do interwencji) oraz takie mecze lepiej grać u siebie, niż na klepisku rywali (mniejsze ryzyko kontuzji). Przygotowując drużynę przed kolejnymi sezonami proponuję zawsze zwracać uwagę na element zgrania i zrozumienia. Im więcej zmian w drużynie (nowe transfery, zmiana formacji) tym słabsi powinni być sparingpartnerzy, im mniej zmian tym silniejsi, bo dzięki temu podnosimy poprzeczkę. Nie zauważyłem żadnej istotnej korelacji pomiędzy wynikami gier sparingowych a morale drużyny. Nawet seria pięciu przegranych sparingów nie odbija się niekorzystnie na morale - pamiętając o tym, aby przed meczem kazać im grac na luzie, a po meczu pobłażliwie podchodzić do wyników.
Jedna formacja - stała taktyka. Formację na rundę jesienną wybieram już przed okresem przygotowawczym i nie zmieniam jej do końca! Jak 3-5-2 to 3-5-2, jak 4-5-1 to 4-5-1. Potem grzebię tylko w szczegółowych ustawieniach. Jak efekty będą marne to w zimie będziecie mogli przygotować zespół do gry w innej formacji. Uczyć ich tego w środku sezonu nie polecam. Najczęściej gubią się i marnieją w oczach, a my durni managerowie nie potrafimy zrozumieć dlaczego oni nie atakują, skoro zmieniliśmy im formację z 4-5-1 na 3-4-3? Dużo lepsze efekty daje zmiana nastawienia z defensywnego na ofensywne w ustawieniach drużynowych. Tak więc jeżeli macie swoją ulubioną taktykę to ją dopracujcie i stosujcie w jak najmniej zmienionej formie. I nie patrzcie na wyniki, a raczej na statystyki. Te się muszą poprawiać (może nie liniowo, ale między pierwszym a ostatnim meczem musi być poprawa!). Wyniki są bez znaczenia, nawet jeżeli Wasz Ajax polegnie u siebie z Dróżnikiem Koluszki. No chyba, że przed meczem każecie im wygrać. Ja tego nigdy nie robię. I jeszcze jedna ważna rzecz. Ustawienia modyfikujcie wedle własnego uznania, ale zawsze, powtarzam - z a w s z e - ustawiajcie odbiór piłki na delikatny podczas meczów towarzyskich. Mniej fauli, kartek i kontuzji. I szybciej można wyłapać zabijaków, bo i tak będą jeździć po piszczelach.
Na balkon
Skoro przygotowujemy się do wyjścia na spacer taktyczny, polecam jeszcze jeden eksperyment. Przełamanie bariery strachu i logiki! Tak jak w przytoczonym na wstępie przykładowym wyjściu na balkon do reporterów.
Potraktujmy w tym względzie naszą drużynę jako kogoś chorego na agorafobię, kto jednak na ten balkon wyjść powinien. Czemu? Bo tylko w skrajnościach FM obnaża swoją złośliwą naturę. O co chodzi? Spieszę wyjaśnić. Podczas jednego z meczów przygotowawczych spróbujmy sobie wyobrazić, że oto gramy rewanż z Milanem na San Siro. Nie wiadomo za bardzo jak to się stało, ale dajmy na to nasz Kmita Zabierzów wygrał w pierwszym meczu 1:0 (niech będzie po rzucie karnym w 93 minucie! Nieważne). Tak czy owak zdaje się, że teraz przyjdzie nam przetrzymać włoskie sirocco. A więc do boju… Nastawienie ultradefensywne, kreatywność ograniczona, obrona cofnięta, gra przy przeciwniku często, presja zawsze, gra na czas często, krycie strefowe, bez kontrataków. Formacji jednak (jak pamiętamy?!) nie zmieniamy. I zobaczcie co się będzie działo skoro naszym rzeczywistym przeciwnikiem będzie przecież wspomniany Dróżnik Koluszki. Zachowanie naszych zawodników przy takich ustawieniach pokaże Wam wszystkie ich słabe i mocne strony w defensywie. Ci opanowani z dobrą odpornością na presję zachowają zimną krew, kontrowersyjne nerwusy będą wybijać na oślep, symulować i faulować. Mało ambitni napastnicy będą się miotać po boisku między pomocnikami przeciwnika, obdarzeni temperamentem będą walczyć do upadłego i dyskutować. Wyłonią się liderzy, zarysują osobowości, ujawnią kiksiarze. Podobnie jak przy ustawieniach hiperofensywnych (obrona wysunięta, pułapki ofsajdowe, kreatywność nieograniczona, gra na czas rzadko). Polecam. Wówczas dowiemy się co nieco o ambicji, woli walki i sportowym duchu. Wiele ciekawego można się dowiedzieć o swojej drużynie, a już na pewno oddzielić ziarno od plew.
Po tak spędzonym okresie przygotowawczym możecie być pewni, że Wasza drużyna jest gotowa do sezonu. Najlepiej widać to już w pierwszych meczach, kiedy po zakończonym spotkaniu średnia kondycja Waszej drużyny nie będzie spadać poniżej 80%, podczas gdy u przeciwnika rzadko 80% przekracza. Przede wszystkim jednak macie pewność, że Wasza drużyna już wie w jakim ustawieniu zacznie sezon i jakie zadania czekają zawodników na poszczególnych pozycjach. Reszta zależy od wykonawców tego planu, a z tym jak wiadomo bywa różnie.
Słowo uwagi poświęcę jeszcze przerwie zimowej, która w niektórych ligach potrafi trwać nawet trzy miesiące! Jeżeli takowa mnie czeka dokonuję tylko jednej zmiany: przedłużam im sezon o jakieś trzy tygodnie organizując w tym czasie sparingi w dniach kiedy zwykle grają mecze ligowe. Potem dopiero obniżam nieco nasilenie treningu (tutaj czeka nas nieuchronny spadek atrybutów), ale nie dłużej niż 20 dni. Potem rozpoczynam już normalne przygotowania do sezonu wedle reguł wymienionych powyżej. Jest to procedura dość czasochłonna, ale w połączeniu z uważnym śledzeniem rynku transferowego (z reguły wtedy przecież otwierają się okienka transferowe) nie odczuwam tak bardzo skutków tej przerwy w rozgrywkach.
Deser
Nie byłbym sobą gdybym nie zakończył swojego tekstu jakimś smaczkiem. Będzie to przykład z gatunku: „dobry Bóg zrobił co mógł”.
W sezonie 2009/2010 moja Lechia Gdańsk zainaugurowała sezon w Ekstraklasie. Trudny status beniaminka zaowocował przede wszystkim ciężkim laniem w Warszawie i Kielcach. Poza tym twarda walka w każdym meczu. Gram w kratkę, ale wyniki są obiecujące. Mam się utrzymać w lidze i dać ograć zawodnikom, a tu po trzech miesiącach batalii dzierżę 8 miejsce w tabeli. Do strefy spadkowej 7 punktów. Jest dobrze. Rozgrywki zdominowały Legia, Wisła i Korona. Reszta w miarę wyrównana.
Tymczasem los przydziela mi w trzeciej rundzie Pucharu Polski trudnego rywala. Do Gdańska przyjeżdża Wisła Kraków. Traktuję te rozgrywki prestiżowo, bo to jedyna szansa na europejskie puchary w tym roku. Długo analizuję rywala i precyzyjnie dobieram polecenia taktyczne, tym bardziej, że w ataku szpital. Wisła nieco odpuszcza wystawiając kilku rezerwowych, my gramy pełną dostępną mocą!
Zaczynamy. Mija pół godziny gry i mecz układa się zgodnie z oczekiwaniami. Bronię się przez większość spotkania, ale dzięki dokładnemu realizowaniu moich wskazówek rywale mieli dotychczas w sumie tylko jedną klarowną sytuację, ja natomiast groźnie kontratakuję. W tym upatruję właśnie swojej szansy.
Przychodzi 43 minuta. Po nieudanym zagraniu w ataku piłkę przejmuje Wisła. Wolczek (podania-7) zagrywa długim podaniem w kierunku osamotnionego Pawła Bożka (numer 19, gra bez piłki-11) stojącego w okolicach środka boiska. Tam jednak czeka już cierpliwie cała moja skoncentrowana obrona.
Paweł Brożek (gra głową-5) zgrywa co prawda piłkę głową w kierunku nadbiegającego brata bliźniaka Piotra (numer 11, technika-9), ale jestem rozluźniony i spokojny. Akcja wciąż toczy się na środku boiska, moi obrońcy są cofnięci w linii, a powracający pomocnicy Szulik (numer 6, odbiór-14, determinacja-16) i Pietrowski (numer 15, odbiór-13, determinacja-16) skutecznie wywierają presję na osamotnionych w przodzie napastnikach Wisły.
Nawet kiedy otoczony przez trzech moich obrońców na czterdziestym metrze od bramki Piotr Brożek (podania-16) oddaje z powrotem piłkę Pawłowi (szybkość-18) - uśmiecham się. Odwracam się jeszcze w kierunku ławki rezerwowych, gdzie siedzi mój asystent (wiedza taktyczna-16). Mój wzrok mówi sam za siebie. „Widzisz gamoniu? Patrz i ucz się od najlepszych. Z tak ustawioną obroną nawet Wisła nic nie poradzi. Wszak nec Hercules contra plures….”. Sześciu obrońców na dwóch napastników.
Wtedy jednak dostrzegam w oczach mojego asystenta jakiś smutek. Może niepokój? Odwracam szybko głowę w stronę boiska. Uff… Ten gamoń znowu myśli o niebieskich migdałach, bo na boisku nie dzieje się nic niepokojącego. Co prawda jeden Brożek (dośrodkowania-6) zszedł już z piłką na skrzydło i właśnie dośrodkowuje w pole karne, ale drugi Brożek (wzrost-178, wykańczanie akcji-15) jest bez szans. Osamotniony na szesnastym metrze ma na plecach dwóch moich pomocników, przed sobą dwóch obrońców w polu karnym i jeszcze plaster w postaci rosłego prawego obrońcy Brede (numer 5, wzrost-181, krycie-15, odbiór-13).
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ