Starość nie radość, dopada nas wszystkich – kości złośliwie sztywnieją, golenie zarostu zaczyna przypominać obieranie ziemniaka, a stumetrowy sprint kończy się kołataniem serca. Do tego pierwsze siwe włosy powoli wstępują na nasze bujne, kędzierzawe czupryny, przypominając każdego ranka o upływającym niemiłosiernie czasie. Przykre, prawda? Kondycja i forma już przecież nie ta, wysiłek sportowy przestaje przynosić dawną przyjemność, a staje się raczej przykrym obowiązkiem, mającym za zadanie niwelować pierwsze oznaki mięśnia piwnego i cholesterol.
Bardzo podobny syndrom tyczy się wbrew pozorom futbolowego świata, uwzględniając naturalnie odpowiednie proporcje – sugerowanie bowiem, jakoby zawodowi kopacze mieli zadatki na typowych pączków (choć każdy ptaszek musi mieć swój daszek, o czym dobitnie świadczy przykład Macieja Iwańskiego), byłoby sporym nadużyciem. Jednakże już sam temat optymalnego wieku dla piłkarza od zawsze pozostaje kwestią sporną. Każdy organizm jest inny, jedni na boiskach największych lig świata wytrzymują do czterdziestki, inni już dziesięć lat wcześniej mają dość i decydują się odpocząć od piłkarskiego zgiełku.
Jak stwierdził w RPA Dariusz Szpakowski, profesjonalizm Diego Forlana wynika z faktu, iż ma on prywatnego dietetyka. Brzmi absurdalnie? Owszem, ale tylko do chwili, gdy ujrzymy posturę Urugwajczyka – łydki jak u jamajskiego sprintera, ramiona tenisisty, klatka piersiowa gladiatora. Podobny przykład stanowi Ivica Olić, którego spotkanie nocą w ciemnej uliczce rodziłoby we mnie spore obawy o stan uzębienia. To ludzie, którzy mimo trzydziestki na karku z futbolem nie rozstaną się zbyt prędko – wszystko za sprawą wzorowych wyników wydolnościowych, gwarantujących, że nikt nie będzie musiał biegać za nimi z respiratorem.
| |
Tymczasem Football Manager, uchodzący przecież nie od wczoraj za najbardziej realistyczny symulator świata piłkarskiego, już dobre kilka edycji służy złotymi radami podczas ładowania kolejnych danych. Że niby bramkarze utrzymują formę do wtedy i wtedy, rozgrywający mają sezon życia między którymś tam a którymś rokiem życia, napastnicy robią największą kupę za młodu, obrońcy zaś na emeryturze. Cenne wskazówki? Jako eFeManiak, który sporo gra, w międzyczasie czyta te liczne anegdotki, dalej gra, po czym znowu je czyta… stwierdzam iż to wszystko wierutne bzdury! Pomocnicy osiągają szczyt formy przed trzydziestką? Z automatu do głowy przychodzi mi już kilku wirtualnych piłkarzy, którzy w trakcie mojej kariery złote lata najpierw zaliczyli przed ukończeniem pełnoletniości, a podobne wyczyny powtórzyli grubo ponad dekadę później.
Innymi słowy, słuchając podpowiedzi twórców gry będziecie zmuszeni przebudowywać swoją kadrę do trzech-czterech lat wcześniej, niż istotnie jest to konieczne. A przecież wyciśnięcie z zaawansowanego wiekowo piłkarza wszystkiego, co się da, nie jest zadaniem aż tak trudnym. Wystarczy odrobina wiedzy, doświadczenia, ale przede wszystkim zaufania i wiary w ich umiejętności. Ciągnąc swoją przygodę z serią FM przez kilka ostatnich lat, zapewne wielu graczy zdążyło wyrobić sobie w głowie zestaw powtarzalnych schematów – właśnie one przyczyniają się do dokonywania przez nas błędnych założeń, z kwestią górnej granicy wieku piłkarza na czele. Wiekowi kopacze nadal mogą jednak stanowić mocny punkt naszego zespołu i dostarczać nam sporo radości! Jak to zrobić? Przede wszystkim – zmienić myślenie.
FORMA
Najpopularniejsze twierdzenie – forma zawodników po trzydziestce idzie regularnie w dół. Owszem, Football Manager w asortymencie swoich cennych wskazówek ma m.in. kilka o tym, jakoby piłkarze grający na danych pozycjach mieli osiągać (najczęściej) szczyt swych umiejętności w określonym przedziale wiekowym – ale górna granica, pomijając bramkarzy, nigdy nie przekracza bodajże 31 lat. Ktoś mógłby mi co prawda wytknąć to „najczęściej” w nawiasie, jest ono jednak w tym przypadku zbyt małym marginesem błędu, biorąc pod uwagę losowość FM-owych algorytmów. Nie ma żadnego dowodu na to, że dwudziestokilkulatek w kwiecie wieku musi obowiązkowo rozegrać sezon życia – równie dobrze może przez piętnaście lat nie wznosić się ponad przeciętność, aby na stare lata nagle zabłysnąć jako wirtuoz futbolu. Wirtualny piłkarz to po prostu kilka linijek kodu oraz kilkadziesiąt wypełnionych rubryk, jego przeznaczenie zaś jest już w dużej mierze zapisane. FM jest z kolei narzędziem, abyśmy mogli sobie takiego gracza przygarnąć, starannie obrobić, a potem konserwować, aby służył nam przez długie lata, na miarę tych z góry zapisanych możliwości. Istnieją do tego doraźne środki – choćby kontrola intensywności oraz wydajności treningu, regularne dbanie o wysokie morale i dobre samopoczucie. Wszystko właściwie sprowadza się do kwestii, na ile zarówno jawne, jak też ukryte atrybuty pozwolą grać zawodnikowi na najwyższym poziomie. Bardzo często zadbany zawodnik może święcić triumfy cztery, nawet pięć lat po skończeniu trzydziestki, a następnie w glorii i chwale zakończyć karierę.
Co należy zrobić, żeby uzyskać taki efekt? Odpowiedź podałem kilka linijek wyżej – piłkarz zadowolony, to piłkarz w formie, praktycznie niezależnie od wieku. Znakomite morale są niemal gwarancją, że występ zawodnika w meczu nie wypadnie poniżej przeciętnej, nawet przy niewielkich brakach treningowych. Jeśli atrybuty spadną zbyt mocno, mogą zacząć się kłopoty, zwłaszcza w występach od pierwszej minuty. Nie dzieje się jednak tak, że gdy tylko liczby w profilu piłkarza zaczynają maleć, staje się on bezwartościowy. W FM-ie nie ma reguły, w którym momencie taki grajek traci „to coś” – menedżer musi najzwyczajniej w świecie przekonać się o tym, obserwując go na boisku. A ponieważ na dobre zagłębiliśmy się już w temat spadku umiejętności, najwyższa pora przejść do punktu drugiego, czyli…
ATRYBUTY
Za równie wielką bzdurę można uznać wymysł, że atrybuty fizyczne trzydziestolatków lecą na łeb na szyję. To błędne założenie powstaje głównie z przyczyny przedawkowania FM 2008, w którym to faktycznie niektórym zawodnikom zaraz po skończeniu trzydziestki zaczął towarzyszyć las czerwonych strzałeczek. Aktualnie jednak nie pozostał po tym procederze najmniejszy ślad – jeśli zadbamy w odpowiedni sposób o zawodnika (patrz punkt wyżej), a przy okazji jego fizyczność będzie sprzyjała tym zabiegom, to nasz trzydziestolatek zachowa sprawność tura jeszcze parę lat. A nawet jeśli zaliczyłby on jakieś nieznaczne wahania wysokości atrybutów z prawej strony ekranu, to nie powinny one mieć większego wpływu na jego formę – w odrębnych przypadkach zdarza się nawet, że choć kondycja piłkarza poszła leżeć na rozstajach dróg, to ten i tak jest w stanie pokazać chociażby przebłyski swojego geniuszu. Zwłaszcza gracze prezentujący długi czas światowy poziom nie kończą kariery zbyt szybko, bo nawet bez odpowiedniej motoryki są w stanie oszukać obrony przeciwników. Analogicznie, nie spodziewałbym się fajerwerków po emerytach-amatorach.
Jakie kroki należy w takim razie poczynić, aby odpowiednio „zakonserwować” swojego zawodnika? Oczywiście spadku atrybutów nie da się w żaden sposób powstrzymać, można jednak poświęcić takim piłkarzom kilka minut więcej i opracować dla nich osobny program treningowy. Zasada jest prosta – więcej siłowni, mniej zielonej trawki. U schyłku kariery nie ma się co łudzić, że techniczne czy też psychiczne umiejętności jeszcze się podniosą, dlatego spokojnie można nieco obniżyć poziom intensywności ćwiczeń tych elementów. Z kolei szczególnie należy zwrócić uwagę na kluczowe w tym wieku atrybuty fizyczne i robić wszystko, aby do degradacji organizmu doszło jak najpóźniej. Należy jednak zapamiętać, że wartości treningowe „siła” i „aerobik” znacznie windują w górę poziom obciążenia treningowego, dlatego reżim należy układać ze szczególną ostrożnością, aby nie narazić nikogo na…
KONTUZJE
Gdzieś, kiedyś, natknąłem się także na dość odważne twierdzenie o rzekomej wzmożonej kontuzjogenności trzydziestolatków. Może owszem, trzydziestka sprzyja sztywnieniu kości, jednak proszę wskazać mi w najnowszym FM-ie zależność, wedle której wszyscy piłkarze w tym wieku mieliby jak jeden mąż dostawać bólów charakterystycznych dla pensjonariuszy domu spokojnej starości. Za odporność na „witselowe” wślizgi i nierówne murawy u piłkarza zarówno z mlekiem pod nosem, jak i takiego, który odlicza dni dzielące go od końca kariery, odpowiada bowiem ukryty atrybut, który z przeżytymi wiosnami nie ma nic wspólnego. No chyba, że reasercher wpisując określoną liczbę w okienku „kontuzjogenność” weźmie pod uwagę zaawansowany wiek zawodnika, ale wtedy mamy po prostu do czynienia z łamiącym się dziadem, a nie kimś, kto zaczął zwiedzać gabinety lekarskie wraz z upływem FM-owych lat.
Dlatego też sposób na uniknięcie urazów jest tylko jeden – nie przesadzać z obciążeniami treningowymi. Wspominałem chwilę temu o odpowiednim wyważeniu pomiędzy techniką a kondycją fizyczną, z uwagą na ogólny poziom trudności treningu. Mija się jednak z celem zmniejszanie obciążeń wraz z wiekiem – ryzyko kontuzji w ten sposób nie zmaleje, a jedynie wzrośnie zagrożenie spadku atrybutów. Harmonia pomiędzy jednym a drugim jest naprawdę ważna – osobiście preferuję najwyższy możliwy poziom średniego obciążenia, w układzie jak na załączonym niżej drugim obrazku i moi podopieczni nigdy nie wyszli na tym źle.
DOŚWIADCZENIE
Teraz nadszedł czas na obalenie jednego z nieprzyjemnych mitów, ponieważ każdy medal ma dwie strony i nie samymi zaletami trzydziestolatki stoją. Mianowicie, każdy gracz powinien uświadomić sobie, że piłkarz starszy wcale nie jest bardziej doświadczony od młodszego! Football Manager rzeczywiście jest bardzo precyzyjny w kwestii odwzorowania postawy piłkarzy na boisku w różnych grupach wiekowych, ale nie jest żadną zasadą, że junior musi rozegrać na tym samym miejscu gorszy mecz, niż drużynowy weteran. FM takiej zależności zwyczajnie nie posiada, nie ma więc większego sensu „ogrywanie” młodszych piłkarzy w rezerwach, ponieważ taki zabieg nie wpłynie na jego grę – może co najwyżej zmienić humor takiego chłopaka, ale w którą stronę, tego w zasadzie nikt już nie wie.
Zawodnikom po trzydziestce warto ufać jednak z innego powodu – są oni zaaklimatyzowani w środowisku (nie mówimy bowiem o graczach kupionych, tylko tych, którzy zestarzeli się w klubie) i nie ma strachu, że jakieś pozaboiskowe czynniki będą zawracać im głowę. Zwykle nie obarczają już nas winą za mniejszą liczbę występów, nie śpieszy im się do zmiany klubu – oczywiście mogą wystąpić od tej reguły wyjątki, ale zaufanie jej z pewnością niesie ze sobą więcej zalet, aniżeli rzucanie kogoś na głęboką wodę. Rzadko zdarza się, by świeżo nabyty czy też wyciągnięty z zespołu juniorów piłkarz od pierwszego meczu błyszczał każdym zagraniem, dlatego na czas „wstrzelenia się” w zespół weterani są dobrą alternatywą do gry w wyjściowej jedenastce. Sprawdzają się również w roli mentorów, a więc mogą nauczać wschodzące gwiazdy swoich ulubionych zagrań, które cieszyły nas przez poprzednie sezony. I dalej będą, jeżeli odpowiednio spożytkujemy obecność starszych zawodników w szatni.
CENA
O cenie starszych kopaczy można powiedzieć tylko jedno – spada. Raz szybciej, raz wolniej, czasem, nim się zorientujemy, potrafi polecieć w dół o kilkadziesiąt procent... Możemy być pewni, że wartość naszego piłkarza na rynku transferowym będzie uzależniona od każdego meczu – dopóki jest forma, są miliony, kiedy tej formy zaczyna brakować i średnia ocen w ostatnich meczach zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do szóstki, tylko tysiące. Im dłużej zwlekamy, tym gorzej dla nas – spadek ceny idzie najczęściej w parze z nieodwracalnym obniżeniem poziomu sportowego, więc podniesienie jej graniczy z cudem. Dlatego jeśli chcemy sprzedać weterana po przyzwoitej cenie, nie powinniśmy wyczekiwać dłużej niż do jego 32 urodzin, zwłaszcza, że Football Manager ma tendencję do upartego ignorowania naszych propozycji takiego gracza innym klubom. Trudno też liczyć, że nowy pracodawca się po niego zgłosi – są młodsi i bardziej perspektywiczni chłopcy na horyzoncie. Wobec tego możemy wygłosić prostą konkluzję: graczy po 32 roku życia cholernie trudno pozbyć się z klubu.
Dlatego, aby nie narazić się na sytuację, gdy grzejąca trybuny emerytowana gwiazda pobiera zarobki, które mogą spokojnie pokryć wynagrodzenie pięciu upatrzonych talentów, należy starannie i przede wszystkich ostrożnie podpisywać długoterminowe kontrakty. Warto także monitorować, kiedy u gracza pojawiają się pierwsze wahania formy, aby – jeśli nie jesteśmy do niego przywiązani – pozbyć się go, zarabiając przy okazji trochę grosza, zanim za przyjęcie go będziemy musieli jeszcze drugiej stronie dopłacać w piłkach i pachołkach.
Najważniejszą rzeczą, jaką należy zawsze pamiętać na temat trzydziestolatków, to że ich zdrowie, forma oraz przydatność bywają nieobliczalne. Czy w takim razie warto ryzykować, narażając się na straty sportowe i finansowe, w imię tego jednego czy dwóch dodatkowych sezonów? Nowy FM coraz częściej potwierdza, że warto – obecnie mamy do dyspozycji tyle zaawansowanych technologicznie opcji, że wystarczy trzymać głowę na karku, być czujnym i podejmować sprawnie decyzje na temat przyszłości swoich pracowników, aby czerpać ze swoich działań same korzyści. Zresztą nie tylko dzieło SI, ale i prawdziwy futbol udowadnia, że w tej dyscyplinie wciąż znajduje się miejsce dla boiskowych weteranów – choćby na przykładzie Filippo Inzaghiego, po którym upływające lata widać jedynie przez zmieniające się kroje koszulek. Pamiętajcie, że dobre samopoczucie i odpowiednio zaaplikowany trening mogą – przynajmniej czasowo – zdziałać cuda, a gdy i te metody zaczną zawodzić, zawsze istnieje jeszcze możliwość zasilenia klubowej kasy. Wirtualnego piłkarza należy zwyczajnie wyciskać do ostatniej kropli i tego skutecznego wyciskania gorąco Wam teraz życzę.
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ